Wycieczka sterowcem do Nowego Tomyśla – 1914

Sterowiec nad Nowym Tomyślem

Poniższy tekst jest tłumaczeniem jednego z artykułów z okolicznościowego wydawnictwa „Festschrift zum 125. jährigen Jubiläum der Schützengilde Neutomischel und 18.Bundesschießen des Schützenbundes Neumarkt-Posen” [„Księga pamiątkowa z okazji Jubileuszu 125. lecia Bractwa Kurkowego Nowy Tomyśl oraz 18. Zawodów Strzeleckich Związku Strzeleckiego Nowa Marchia-Poznań”] opisującego uroczystość, która odbyła się 26-27 lipca 1914. Kopię egzemplarza użyczył przedwojenny mieszkaniec Nowego Tomyśla Dieter Maennel z Kassel (ur. 1931). Tekst ukazał się również w Przeglądzie Nowotomyskim 4/2007 w nieco innym tłumaczeniu z usuniętymi kilkoma fragmentami, np. bez opisu kłótni pomiędzy przedstawicielami różnych miast w ratuszu, z której to wynika, że idiotyczne antagonizmy nie są tylko naszą cechą. Niestety nie wiem, kto jest autorem oryginalnego tekstu, ale z kontekstu wynika, że to osoba spoza Nowego Tomyśla. Cały tekst napisany jest nieco ironicznie.

Dla sprawdzenia całej trasy, czy rzeczywiście możliwe jest jej przejście, postanowiłem odnaleźć miejsca opisywane w tekście. Cała trasa wyniosła ok 8,5 km, co przy tempie piechura (ok. 4 km/h) było możliwe do przejścia w ponad 2 h. Dodatkowo doliczając czas na przystanki i dyskusje uczestników, maksymalnie mogła ona wynieść 4 godziny. Sterowiec wylądował rano ok. 9:00 (w tekście na początku jest wskazówka, o której wylądowali), a cały spacer zakończył się drugim śniadaniem czyli – jak zakładam – ok. 13:00.

Tekst opublikowany jest na stronie również w oryginalnej wersji niemieckiej, zilustrowany starymi pocztówkami udostępnionymi przez Wojciecha Szkudlarskiego.

Tłumaczenie: Przemek Mierzejewski we współpracy z Damianem Koniecznym. Zdjęcia: Przemek Mierzejewski.



Właśnie chłeptaliśmy w gondolach w komfortowych warunkach naszą kawę Mokkę, gdy rozbrzmiało zawołanie kapitana: Nowy Tomyśl na horyzoncie! Jesteśmy posłuszni wojsku, ale nie tak jak w Zabern, ponieważ dostaliśmy od wojska do dyspozycji sterowiec Z5, celem obwiezienia gości, którzy radość związkowego strzelania i jubileuszu tutejszego bractwa chcieli połączyć z powietrzną przejażdżką.

[ Zabern miasto w Alzacji, dziś we Francji, ale w 1914 należało do Niemiec, franc. Saverne, aluzja do tzw. afery Zabern. Francuscy mieszkańcy tego miasta wystąpili przeciw wojsku niemieckiemu.Odniesienie można uznać jako synonim wrogości lokalnej ludności, której nie spotkają w Nowym Tomyślu, ponieważ jest całkowicie zamieszkały przez Niemców  http://www.mowiawieki.pl/artykul.html?id_artykul=2134 ]

Chmury rozsunęły się i ukazał nam się rozkoszny widok. Pyszna zieloność we wszystkich odcieniach okalała miasto błogo spoczywające jakoby w dużym parku, z którego to szczególnie ładnie odcinała się wieża kościoła i wieża ciśnień, gdy jednocześnie świeża czerwień rozlicznych dachów w kontraście z zielenią tworzyła cudowną grę barw. Pola chmielu oferowały niektórym oglądającym, tym którzy jeszcze nie widzieli ich w lotu ptaka, swoisty wdzięk. Zwyczajową rundką przesłaliśmy świętującemu miastu nasze pozdrowienie. Oto mieszkańcy mrowili się jak małe ciemniejsze i jaśniejsze punkciki i kłębili się po regularnie położonych ulicach i placach, na których prezentowały się jakby zielone nitki, rzędy domów. Przy okrążaniu wieży kościelnej dało się nawet zauważyć nieco wyblakły zegar słoneczny, którego wskazówka stała pomiędzy 8 a 9 godziną.

Mapa z przypuszczalną trasą wycieczki

01. Natknęliśmy się na zakład przerobu kamienia pana Hasenfeldera

02.Nie można było rzeczywiście odczuć, że się zbliżamy do miasta

Zrobiliśmy teraz wszystko, co możliwe, aby wymknąć się szczęśliwie gondolą – jak Noe na górę Ararat – na wzniesienia położone na północny – zachód [Glińskie Górki] od miasta – z pomocą, przywołanych tutaj radiotelegramem, drużyn wzmocnionego oddziału Komendy Okręgowej. Poza członkami komitetu powitalnego pozdrowiło nas wyśmienicie wyszkolone stowarzyszenie mieszanych chórów z pieśnią „Gdybym to ja ptaszkiem była”.

Po tych uciechach zeszliśmy z wierzchołka [w owym czasie Glińskie Górki nie były zalesione], na którym 18 października 1913 [setna rocznica Bitwy Narodów pod Lipskiem 16-19 październik 1813, przegrana przez Napoleona, odbyły się wtedy ogólnokrajowe uroczystości  pod przewodnictwem cesarza Wilhelma II] jasno pałało świąteczne ognisko i która to w zimie służy sportom saneczkowym, udaliśmy się w dolinę i natknęliśmy się na zakład przerobu kamienia pana Hasenfeldera {1} [najprawdopodobniej okolice cmentarza żołnierzy radzieckich], który na przyjął nas z radością. Zainteresowani, którzy mają ochotę budować lub ci którzy chcą zwiedzić zakład, mogli się stawić tutaj w dni robocze. Stamtąd udało się nasze towarzystwo za szosę, która łączy nas [nasze miasto] z Trzcielem i Lwówkiem. Tutaj pomachaliśmy szybko oddalającemu się w kierunku Poznania naszemu sterowcowi Z5.

03. Za duża fabryką maszyn pana Richtera

04. minęliśmy szkołę rolniczą

Na widok wolno kroczącego, kolorowego bydła, które na niedzielnym wypasie [w niedzielę nie wyprowadzało się bydła dalekie pastwiska, tylko pasły się na przydomowych łąkach, tak aby pastuch mógł odpocząć] na swój sposób delektowało zielenią łąk, nie można było rzeczywiście odczuć, że się zbliżamy do miasta, którego światową sławę nasz przewodnik obiecał „ad oculos” [naocznie] zademonstrować obcym przybyszom. Wkrótce znaleźliśmy się na przedmieściu, które nosiło piękną nazwę „Rutschkowe{2} [dziś osiedle Północ]: nie omieszka się przy tym, wg przyzwyczajenia zamieszkującej tutaj ludności, z powodu możliwie szerokiego wymawiania miło brzmiącej dla ucha dźwięk litery „o”. Szkoła, koło którą dalej mijaliśmy, nie jest winna temu „lokalizmowi” (ach, co za słowo).

Za duża fabryką maszyn pana Richtera {3} [późniejszy właściciel – Roman Nitsche] minęliśmy szkołę rolniczą {4}, [dziś Szkoła Podstawowa nr 2],  krótko nazywaną „akademią chłopską”. Znaczenie tej instytucji powinno być powszechnie znane i dlatego nasz przewodnik nie chce nas obciążać przemowami o zdolnościach jej grona pedagogicznego. Tylko patrzeć, patrzeć! I podziwiać! Po prawej stronie okazały szereg prywatnych willi {5}, robiących ogromne wrażenie, a po lewej urząd katastralny {6}, cierpliwie musi czekać jeszcze na tak ładny budynek w aktualnym stylu [ironia – jeżeli rzeczywiście spojrzy się na lewą i prawą stronę ulicy 3 Stycznia]. W tym miejscu przykuwa nasze oczy stojący przed nami potężny budynek młyna parowego Schmidta {7}. Na północny zachód prowadzi droga przez Sękowo do Zbąszynia. Na niej pomiędzy dwoma stawami można się do

05. Okazały szereg prywatnych willi

06. A po lewej urząd katastralny

woli przysłuchiwać miłym odgłosom jej mieszkańców. [czyli żab – w miejscu sklepu ogrodniczego były stawy nazywane też „żabie dołki”] {8}. W zimie za to mamy dwie ślizgawki. Wkrótce docieramy do Nowego Rynku, a na nim łopoczące flagi witają świątecznym pozdrowieniem, a świeża zieleń harmonizuje z naszymi strzeleckimi surdutami. Na prawo w rogu: zawsze gotowa do pomocy komenda okręgowa {9} czai się skrycie. W pobliżu apteka {10}, walczy z cieniem. Ale przewodnik kieruje nas przed stojący przed nami masywny ratusz {11}, w którym znajduje się magistrat ze swoimi „przynależnościami”, sąd i koszary dla komendy okręgowej. Panowie z Sulechowa na określenie „koszary” zrobili powątpiewające miny z racji swojej lokalnej dumy [w Sulechowie stacjonowały duże jednostki wojskowe, Sulechowie stacjonował 10 Pułk Ułanów im. Księcia Wirtembergii Augusta (Poznański) należący do 9 Brygady Kawalerii 9 Dywizji Cesarstwa Niemieckiego http://pl.wikipedia.org/wiki/9_Dywizja_Cesarstwa_Niemieckiego].

07. Potężny budynek młyna parowego Schmidta

08. Na niej pomiędzy dwoma stawami można się do woli przysłuchiwać miłym odgłosom jej mieszkańców.

Podążamy dalej do sali posiedzeń miejskich radnych, w której zachwyt naszego przewodnika jasno zapłonął na widok rozlicznych wyróżnień za uprawę chmielu. Pośród nich znajdują się, poza niemieckimi także wyróżnienia z Dublina, Paryża i Wiednia. Gdy stwierdził, że na rynkach światowych i angielskich jest zgoda, co do jakości nowotomyskiego chmielu, nie pozwoliło to panom z Babimostu długo usiedzieć w spokoju i wskazali także na znaczenie swoich winnych plantacji. A Kargowianie także niespokojnie wtrącili trzy grosze chcąc podkreślić swoją ważność. [nie można w tym miejscu oddać gry słów Kargowa – po niem.Unruhestadt od nazwiska Krzysztofa Unruga, ale też Unruhe – niepokój]. Doszło do żenującej debaty, w której wystąpili także Zbąszynianie i Wolsztynianie. Wolsztyn nie dawał za wygraną i przedstawił się jako miasto handlowe i położone nad jeziorem, natomiast Zbąszynianie chwalili się swoim węzłem

09. Zawsze gotowa do pomocy komenda okręgowa czai się skrycie

10. W pobliżu apteka walczy z cieniem

komunikacyjnym i targami końskimi. Panowie z Trzciela chełpili się swoimi obrotami w handlu wikliną i bełkotali coś o swoich „chłopach – milionerach”. A goście z Sulechowa grozili, że jeżeli kłótnia wkrótce się nie zakończy, zanim nie dojdzie do otwartej walki, to nakażą swoim ułanom przeprowadzić szturm na ratusz. Panowie z Międzyrzecza oświadczyli, że przyjechali do Nowego Tomyśl na związkowe strzelanie a nie na „turniej miast” i wystrzegają się marnowania swoich sił, przez co zależałoby im raczej na wprowadzenie króla kurkowego w mury swojego miasta. Świebodzin dołączył się w końcu do kłótni, ponieważ ich reprezentant wyczerpał wszystkich słuchaczy przez swoją długo trwająca przemowę. Wyschnięte tymczasem gardła nawilżono przez pośpiesznie sprowadzone światowej sławy piwo grodziskie. Samych Grodziszczan na szczęście nie było, goście z Lwówka stali w kącie jak zmoczony pudel, ponieważ mówienie przychodziło im z trudem.

11. Ale przewodnik kieruje nas przed stojący przed nami masywny ratusz

12. Do najnowszego osiągnięcia naszego miasta - wodociągów miejskich

Ponownie na świeżym powietrzu, ciągnęło niektórych strzelców do rzucającego się w oczy domu związkowego {22} na kielich pojednania przy „kargowsko–babimojskim rocznik 1911”. Uspokojony przewodnik chciał nas doprowadzić do najnowszego osiągnięcia naszego miasta – wodociągów miejskich {12}. Odbiliśmy w prawo, obeszliśmy ratusz i podążaliśmy na położoną za nim ulicę Cmentarną [dziś Komunalną – w oryginale jest błąd: autor podał ulicę Friedenstraße – Spokojną lub Pokoju]. I stanęliśmy najpierw przed gazownią {13} wybudowaną w 1903. Nasze zwiedzanie skróciliśmy, ponieważ urządzenia wydawały się powszechnie znane i wątpliwej jakości zapachy uczyniły nasz pobyt mniej przyjemny. Znajdujący się zupełnie blisko wodociąg, wyposażony w nowoczesne urządzenia, obejrzeliśmy

13. I stanęliśmy najpierw przed gazownią

14. Posiadłość pana Karla Eduarda Goldmanna, które wskazuje się jako lokalne muzeum

szczegółowo i przekonaliśmy się o znakomitości zakładu. Także styl wieży ciśnień {12} znalazł niepodzielnie poklask. Jeden pan ze Zbąszynia spytał o położenie rzeźni miejskiej, ale przewodnik milczał, jakby nic nie słyszał [zapewne dlatego, że w Nowym Tomyślu nie było rzeźni miejskiej]. W drodze powrotnej na Nowy Rynek minęliśmy przestronną


15. Gdzie tony organowe kościółka ewangelicko–luterańskiego wpadały nam zbawiennie w uszy

16. Po lewej stronie widzimy porośnięty winoroślą dom pastora

17. Kilka kroków dalej po obu stronach ulicy mieści się zakwaterowany ekwipunek batalionu piechoty


posiadłość pana Karla Eduarda Goldmanna [na miejscu Straży Pożarnej],  którą wskazuje się jako lokalne muzeum {14}. Pan Goldmann prosił brać strzelecką, aby przeszukała rupieciarnie w poszukiwaniu klejnotów strzeleckich [tzn. odznaczeń, insygniów, dokumentów itd.], które ich przodkowie tam chcieli ukryć. Teraz skręcamy z Nowego Rynku w ulicę Długą, gdzie tony organowe z kościółka ewangelicko–luterańskiego {15} [w miejscu budynku z pizzerią Soprano] wpadały nam zbawiennie w uszy. Po lewej stronie widzimy porośnięty winoroślą dom pastora {16} tego kościoła [dzisiejsza prokuratura], kilka kroków dalej  po obu stronach ulicy mieści się zakwaterowany ekwipunek batalionu piechoty {17}


19. Na lewo od tego budynku łączy się szkoła żydowska i synagoga

20. A później jest duża olejarnia firmy Paech i Wolff

21. Gdy podążaliśmy w kierunku młyna pana Maennela


razem z taborem. Napastliwe stało się tutaj kichanie. Przyczyna – środek na mole! [w magazynach zapewne wisiały mundury, które były zabezpieczone tym środkiem]. Na lewo od tego budynku łączy się szkoła żydowska {18} i synagoga {19}, a później jest duża olejarnia firmy Paech i Wolff {20}. Nasz przewodnik jednak skierował się tutaj, a my podążaliśmy za nim cierpliwie na Nowy Rynek. Gdy szliśmy w kierunku młyna pana Maennela {21}, przyłączyła się do nas brać strzelecka tymczasem pojednana w lokalu związkowym {22} [knajpie pana Gärtnera na ulicy Mickiewicza]  z innymi braćmi strzeleckimi. Po pełnych wrażeń doświadczeniach, które tam zebrali, można było gospodarza [pan Gärtner] określić jako „wzór gościnności” szczególnie w stosunku do gości. – Mieliśmy trudności, aby się przedrzeć do szczególnie ruchliwej, choć nieco wąskiej ulicy Złotej [Mickiewicza – może nazwa „Złota” nawiązuje do Złotej Uliczki w Pradze, co właściwie można by przyjąć z dużym przybliżeniem :)], która podobna jest do pergoli w Sanssouci  [http://pl.wikipedia.org/wiki/Sanssouci] [Potsdam koło Berlina – w oryginale „podcieni” co oczywiście jest przesadą, raczej chodzi podobieństwo to tzw. pergoli, prawdopodobnie ulica była przyozdobiona i przypominała przejście podcieniowe], ponieważ różni Nowotomyślanie ustawili się tutaj, aby przywitać swoich starych znajomych albo uściskiem dłoni albo też serdecznie wyciskać. Z każdego okna już od Nowego Rynku jak i dalej widać wesołe nowotomyskie damy, na widok których wiele oczu naszych braci jasno zapłonęły.


22. Przyłączyła się do nas brać strzelecka tymczasem pojednana w lokalu związkowym

23. Pokazał też pomnik ku czci poległych wojaków

24. I obok niego znajdujący się kościół ewangelicki


Można także było spostrzec, że na pięknych twarzach odbijało się nie tylko subtelne życie duchowe, ale biła z nich mocno także mądrość i wykształcenie. Ta okoliczność wydała się panom z innych miast szczególnie udana. Ich stroje znajdowali  po prostu olśniewająco. Stary Rynek, który wydawał się, że zamienił się w jedną dużą altanę, której dachem było czysto niebieskie niebo, wywarł na wszystkich uczestnikach spaceru podniosłe wrażenie. Można było równocześnie dostrzec, że niektórzy strzelcy dążyli do tego, aby naocznie zażyć przyjemności w przeglądzie „lokali”, których ilość jest tutaj obfita. Przewodnik zwrócił na to uwagę, aby dobrze sobie zapamiętać położenie swojego zamieszkania, aby znaleźć je po wizycie w tych lokalach. Pokazał też pomnik ku czci poległych wojaków {23} i obok niego znajdujący się kościół ewangelicki {24} zbudowany na planie krzyża, którego wokół osłaniały wspaniałe stare lipy. W swoistej bramie królewskiego urzędu pocztowego {25} przyjął nas pocztmistrz Bergmann, także wierny przyjaciel braci strzeleckiej, który został gromko pozdrowiony przez starych znajomych z Sulechowa. Do niego należało cierpliwe rozwiązywanie wielu trudnych kwestii i jego rady ceniło się wysoko. Przewodnik stwierdził z niesmakiem, że część orszaku wykorzystała tłum, aby zniknąć w rozlicznych lokalach i kawiarniach.

Pomimo tego kierował nas teraz pośpiesznym krokiem ulicą prowadzącą do placu Wittego {26} [park przy ulicy Musiała]. Witte! [długoletni burmistrz Nowego Tomyśla] Czystą radość wyzwoliło to nazwisko pośród braci strzeleckiej, która go znała. Ten człowiek, który pomimo wieku nie pozwalał sobie odebrać możliwości wspierania dążeń braci strzeleckiej. W każdym strzeleckim święcie i w każdym związkowym strzelaniu brał czynny udział w radością. Pochłonięci tego rodzaju rozmowami, o mało co nie potknęlibyśmy się o urządzenia do gimnastyki i siatkę do tenisa i nie zauważyliśmy również, że nasz zastęp znów był w komplecie. Przy kamieniu poświęconym Wittemu {26} [w okolicy Biedronki, bliżej dzisiejszego parkingu] wspominaliśmy przeszłe wesołe chwile, które przyszło nam przeżyć z naszym strzeleckim przyjacielem. Oby zawsze było nam dane za jego przykładem dochować się tylu przyjaciół.


25. W swoistej bramie królewskiego urzędu pocztowego przyjął nas pocztmistrz Bergmann

26. Przy kamieniu poświęconym Witte-mu wspominaliśmy przeszłe wesołe chwile

27. Na graniczącym placu Cesarza Wilhelma Karl Eduard Goldmann opisał nam pomnik


Na graniczącym placu Cesarza Wilhelma {27} [w okolicy fonatnny w parku przy ulicy Musiała] Karl Eduard Goldmann opisał nam pomnik, zbudowany według jego niestety zmienionego projektu, na pamiątkę walk wyzwoleńczych [w 1813 Napoleon został wyparty z Wielkopolski przez Rosjan czyli z okazji 100-lecia] i z okazji 25-lecia panowania naszego Cesarza. Prace przygotowawcze do ostatecznego udekorowania pomnika i ustawienia symbolu, należącego do tego pomnika, są jeszcze w toku. [pomnika w efekcie nie dokończono ze względu na wojnę]

Przechadzaliśmy się po cienistym parku okrążając go raz z lewej a raz z prawej strony, aż dotarliśmy do Wschodnioniemieckich Zakładów Gazowego Światła Żarowego {28} [późniejszy „ŻAR”, a w następstwie Chifa], gdzie już od dłuższej chwili oczekiwał nas dyrektor tych zakładów pan Paech ze swoim sztabem, aby móc nas oświecić swoim światłem. [znów gra słów – chodzi o to, że dyrektor wyjaśnił zawiłości produkcji]. Prezentacja urządzeń, które dla większości odwiedzających była nowością, pod jego przewodnictwem wzbudziła ogólne zainteresowanie. Także w tych zakładach przemysłowych leży kawałek światowej sławy Nowego Tomyśla, bo przecież tutaj produkowane koszulki gazowe są rozprowadzone na całym świecie. Tak czy siak: robaczki świętojańskie dają się zauważyć tylko wieczorem. [znów gra słów: Gasglühlicht – gazowe światło żarowe – Glühwürmchen – w bezpośrednim tłumaczeniu żarzące się robaczki czyli robaczki świętojańskie]. Z podziękowaniem złożonym na ręce pana Paecha , usatysfakcjonowani opuściliśmy fabrykę. Z ulicy Dworcowej [Piłsudskiego] podziwialiśmy ze znawstwem budynek probostwa {29} i stojący obok pomiędzy dającymi cień drzewami kościół katolicki {30}.


28. Aż dotarliśmy do Wschodnioniemieckich Zakładów Gazowego Światła Żarowego

29. Z ulicy Dworcowej (Piłsudskiego) podziwialiśmy ze znawstwem budynek probostwa

30. Stojący obok pomiędzy dającymi cień drzewami kościół katolicki


Potem, po prawej stronie daje się zauważyć budynek wyższej szkoły {31} (Luisenschule). [dzisiejszy LOK, nazwa pochodziła Luise von Mecklenburg-Strelitz http://de.wikipedia.org/wiki/Luise_(Mecklenburg-Strelitz) lub Luise von Preußen – ale nazwa ta była synonimem średniej szkoły dla dziewcząt] z wieloma dużymi oknami. O stylu tego budynku nie można nic powiedzieć, ponieważ nie ma żadnego. Za to grono pedagogiczne, jak podkreślił nasz przewodnik, kładzie duży nacisk na dobry styl wypracowań w języku niemieckim, a jeszcze większy we francuskim. Za pobliską zagrodą przy Ecktepperze {32} [Tepper to nazwisko, które występowało bardzo często w naszej okolicy i aby odróżnić „Tepperów” dodawano im jakiś dodatkowy przydomek np. „Eck” – róg czyli narożny Tepper] nasz przewodnik i kilku starszych panów opadli wyczerpani na ławkę.


31.Po prawej stronie daje się zauważyć budynek wyższej szkoły

33. Przewodnik wskazał nam miedzy innymi na Fabrykę Suszarni Ziemniaków.


Skrót „V.V. Nr 6” był przyczynkiem do najróżniejszych interpretacji. Prawdopodobnie był to Stowarzyszenie upiększania [Verschönerungsverein] nr 6 inni z kolei twierdzili, że to może być tylko [Viel Vergnügen nr 6] – Wiele Rozkoszy nr 6. W każdym razie ławka powinna dać sposobność do zawiązania rozsupłanych sznurówek. I nie można zrozumieć dlaczego są one tak głęboko osadzone. Czy jest to środek przeciwko oczekiwanym „złodziejom ławek”? Przewodnik wskazał nam miedzy innymi na Fabrykę Suszarni Ziemniaków {33}. Wyjaśniając zauważył, że tam przeważnie są dostarczane duże kartofle, ale stanowczo prosi aby z wielkości ziemniaków nie wyciągać wniosków co do inteligencji ich hodowców. [dużymi kartoflami nazywani są ludzie o małej inteligencji] . W pobliżu stoi też budynek administracji kolejki wąskotorowej {34}, który może uchodzić jako odpowiednik krzywej wieży w Pizie. Dalej na lewo wznoszą się ponad korony drzew kominy budynków dworca {35}, którego oględzin zaoszczędziliśmy sobie, ponieważ przewodnik pocieszył nas, że wszystko, co jest godne zobaczenia na dworcu, na pewno byłoby tak jak wszędzie pokazane na miejscu uroczystości. Po tym jak odpoczęliśmy na zmianę na wiadomej ławeczce i już chcieliśmy wracać, rozległ się od strony dworca odgłos rogu i trąbek. Ze sposobu marszu z pieśnią „Ze strzałą i łukiem” [pieśń strzelców kurkowych http://ingeb.org/Lieder/mitdempf.html], wywnioskowaliśmy, że bracia kurkowi z Paproci i Borui Kościelnej na piechotę, a ci z innych miast związkowych z pomocą kolei żelaznej, stawili się na miejsce.


34. W pobliżu stoi też budynek administracji kolejki wąskotorowej

35. Dalej na lewo wznoszą się ponad korony drzew kominy budynków dworca


Tu i ówdzie było to radosne powitanie, ponieważ sądzono, że rozbiliśmy się razem z naszym sterowcem Z5. Przyłączyliśmy się do pochodu. Na Rynku odbiliśmy na prawo i przeszliśmy obok szkoły podstawowej i mieszkania ewangelickiego kantora {36} . Zatrzymaliśmy się przed pastorówką {37}, gdzie niegdyś w cieniu potężnych lip przy tzw. „pompie pastora{38} [prawdopodonbie stała w narożniku przy wejściu na stadion] po pracy można było posłyszeć miłosne szepty. Przewodnik nazwał tę okolicę „muzycznym zakątkiem”, ponieważ  w pięknym miesiącu maju intonuje słowik trele swoim wspaniałym głosikiem, konkurując z miłym śpiewem i muzyką instrumentów, która przenika tutaj czasami do późna w nocy z wokół położonych domów. Panowie z Babimostu naturalnie twierdzili zaraz znowu, że to nic w stosunku do ich osiągnięć wszem i wobec znanej orkiestry miejskiej. Teraz przyjęła nas ulica Poznańska. Blisko przed jej rozwidleniem stanęliśmy przed domem wielce szacownego króla kurkowego jubileuszowego bractwa [czyli nowotomyskiego] mistrza rzeźnickiego Paula Schmidta {39} [Posener Str 130a]. Pomimo jego majestatycznego dostojeństwa u niego nie stało się mięso droższe ani kiełbasa mniejsza.


36. I przeszliśmy obok szkoły podstawowej i mieszkania ewangelickiego kantora

37. Zatrzymaliśmy się przed pastorówką

40. która wiodła do wikliniarni pana Paecha



41. Jedna z czterech w Prowincji Poznańskiej stacji pogodowej

42. Dalej jest tartak pana Bruno Roya

45. Ściąga naszą uwagę przede wszystkim budynek starostwa


Stojąc przed tym domem, zwróciliśmy uwagę na boczną ulicę, która wiodła do wikliniarni pana Paecha {40} [dzisiejszy Nowotomyski Dom Handlowy], a której znakiem rozpoznawczym jest z daleka widoczny silnik wiatrowy. Uliczka ta nosiła słusznie nazwę „uliczki maślankowej”, a dziś nazwano ją niestety Ogrodową, lecz  nie ma przy niej żadnego ogrodu. Ulica na lewo prowadzi nas koło parceli nauczyciela Bölscha, na której znajduje się jedna z czterech w Prowincji Poznańskiej stacji pogodowej {41}. Tu wiadomo, skąd wieje wiatr! Dalej jest tartak pana Bruno Roya{42}, który nie szczędzi żadnego datku dla braci strzeleckiej. Ulica przecina dalej majątek Stary Tomyśl pana von Ponceta {43}, majątek Róża {44} pana Kurta

46. Rzucamy okiem na rząd domów małej spółdzielni osiedlowej

Schwartzkopffa. Tutaj spoczywają doczesne szczątki naszego wielce szacownego [patrz] a w Nowym Tomyślu szczególne poważanego Nadprezydenta, jego Ekscelencji Dr [Philipp] Schwarzkopffa [zmarł 30-05-1914, więc krótko przez opisywaną uroczystością]. Dalej jest Wąsowo, majorat [patrz] mistrza ceremonii Jego Cesarskiej mości pana von Hardta. Kierujemy się na ulicę Grodziską [Sienkiewicza], która trafniej mogła by się nazywać ulicą Strzelecką i ściąga naszą uwagę przede wszystkim budynek starostwa {45} z  przynależącymi do niego organami powiatowymi, za którym rzucamy okiem na rząd domów małej spółdzielni osiedlowej {46}.


47. Szpital po rozbudowie

47. Budowa nowego szpitala znalazła niepodzielnie poklask


Budowa nowego szpitala {47} znalazła niepodzielnie poklask [otwarty 1913, a zaprojektowany przez biuro projektowe przez Carla Mohra i Weidnera Charlottenburg Bismarckstr 79; budowa pod ich nadzorem trwała w latach 1912 -1913, ilość łóżek 36, ale docelowa ilość 56 , koszt budowy to ok.160 tys. marek. Na tej stronie można porównać wygląd innych szpitali – jak się wydaje było to raczej typowy projekt] [http://www.glass-portal.privat.t-online.de/suelzhayn/architekt/mohr_und_weidner1.2.htm]. Na prawo ukoiła nasze oko soczysta zieleń wysoko porosłych olch i wierzb, które przecinały rozpościerające się łąki, a zadbane uprawy pozwalały rozpoznać tutaj pilność rodaków. Winnica wskazuje jednak na minioną świetność.

Marsz naszego przewodnika uskrzydliło coraz to większe uczucie głodu i pragnienia, podążaliśmy za nim w tym samym tempie, ponieważ i nas nękało to samo uczucie. Jednak pomimo pośpiechu zapoznaliśmy się jeszcze z przyjemnością z urządzeniami zakładu produkującego organy{48}, które jak dla tak małego miasta jest rzadkością. Uderzające tutaj było ustawienie rozlicznych dzieci, które stały w taki sposób, że w przypominały piszczałki organowe. Wabiły nas flagi i blanki, przypominające warownię, otulonego w zieleń naszego budynku strzelnicy. Przyjemną, podobną zamkowi architekturę strzelnicy {49} można było podziwiać pomimo przysłaniającej ją dekoracji. Pan Niedermeyer, gospodarz domu, kładzie nacisk aby budynek przypominał ruinę, dlatego unika trwożliwie jakiegokolwiek odnawiania zarówno wnętrza jak elewacji.


48. Zapoznaliśmy się jeszcze z przyjemnością z urządzeniami zakładu produkującego organy

49. Przyjemną, podobną zamkowi architekturę strzelnicy można było podziwiać pomimo przysłaniającej ją dekoracji.


Przy musującym Aßmannshäuserze [wino reńskie czerwone] , o którym znawcy wina twierdzili, że jego ojczyzną były kargowsko-babimojskie winnice, zaś w Aßmannshausen był tylko trzymany do chrztu [czyli jego korzenie sięgają miasta Aßmannshaus nad Renem w Niemczech] jak i przy wyśmienitym odświętnym drugim śniadaniu goście byli zgodni, że Nowy Tomyśl nie robi zupełnie wrażenia małego miasta i jako miasto przysposobione do organizowania uroczystości nadaje się jak żadne inne.

Wezwij do roboty strzeleckiej!