Wspomnienia Ursuli Timm

Niezwykle rzadko można odnaleźć polskie opracowania o powojennych losach Niemców, którzy nie wyjechali w styczniu czy lutym 1945. Różne były przyczyny. Niektórzy byli już za starzy, inni czekali na powrót ojców czy mężów z niewoli sowieckiej, jeszcze inni mieli czyste sumienie, ponieważ w czasie okupacji nie szkodzili Polakom, więc uważali, że nie mają czego się bać. Znakomita książka Krzysztofa Stryjkowskiego „Położenie osób wpisanych w Wielkopolsce na niemiecką listę narodowościową w latach 1945-1950” opiera się głównie na dokumentach archiwalnych. Brakuje jednak wspomnień, relacji z życia codziennego czy ciepłego przekazu samych Niemców, przetłumaczonych na język polski.

Wspomnień wysłuchała i spisała Gudrun Tabbert. Tekst tłumaczyła Kamila Rataj.

Ursula Timm i jej koleżanki - zdjęcie na pożegnanie 1950 - Z albumu Ursuli Timm.

Ursula Timm i jej koleżanki – zdjęcie na pożegnanie 1950 – Z albumu Ursuli Timm.

Bratersko-siostrzana bijatyka, mająca miejsce w 1935 roku, była pierwszą okazją Ursuli Timm, zamieszkałej wcześniej w Cichej Górze, do wizyty w szpitalu w Nowym Tomyślu. Dwaj młodsi bracia chcieli przetestować, czy razem zwyciężą przeciw swojej siostrze. Dwóch przeciwko jednej – to nie mogło się dobrze skończyć. Ursula złamała rękę przy upadku z wozu. W szpitalu po założeniu gipsu podjęto leczenie. Inne szczegóły o tym pierwszym spotkaniu ze szpitalem nie pozostały jednak w pamięci.

Jej następny pobyt w szpitalu był brzemienny w skutkach dla jej dalszych losów. Po zakończeniu działań wojennych w styczniu 1945 roku, wraz z innymi 50 osobami została zaangażowana do pracy w Śliwnie, przy zbiorze ziemniaków (wykopki) i buraków. Pani Timm miała wówczas 15 lat. Nocą schronienie znajdowała w spichlerzu, w którym co prawda znajdował się piec gliniany, jednak ciepło, które wytwarzał, nie było w stanie dogrzać ścian od wewnątrz pokrytych trzycentymetrowym szronem. Panowało przenikliwe zimno, zwłaszcza dla dziewczyn, które spały na cienkiej warstwie słomy na ziemi.Pani Ursula wspomina, jak pomagały sobie wzajemnie w pozbyciu się wszy, które niekiedy można było nawet policzyć, u której z dziewczyn było ich najwięcej. Do jedzenia podawano najczęściej rozwodnioną zupę.

Na skutek zanieczyszczonego jedzenia i nieczystej wody pojawiły się bakterie Salmonelli, wywołujące dur brzuszny. Ta wysoce zaraźliwa choroba objawiała się poprzez występowanie różnych symptomów takich jak wysoka gorączka (40-41 stopni Celsjusza) czy utrata świadomości. Nieleczona prowadziła do śmierci.

Zdjęcie na pożegnanie z Matką Przełożoną 1950 - Z albumu Ursuli Timm.

Zdjęcie na pożegnanie z Matką Przełożoną 1950 – Z albumu Ursuli Timm.

Pani Timm także zachorowała. Jej mama zmierzyła gorączkę, termometr wskazał ponad 40 stopni. Przyjmowanie przez nią posiłków stało się niemożliwe, była za słaba nawet, aby chodzić. Doktor Janiszewski wytłumaczył matce, iż konieczne jest leczenie córki w szpitalu. Pani Timm przypomina sobie jak przez mgłę, jak jej matka kładła ją na pożyczonym, wyłożonym słomą zaprzęgu konnym, a jej sąsiadka wątpiła czy dziewczyna ma jakiekolwiek szanse na przeżycie. Kiedy dowieziono ją do szpitala doktor Janiszewski wypowiedział się w podobym tonie, ponieważ choroba była już w tak zaawansowanym stadium.

Groby sióstr zakonnych na cmentarzu w Nowym Tomyślu -  2013

Groby sióstr zakonnych na cmentarzu w Nowym Tomyślu – 2013

Panią Timm przyjęto i pielęgnowano w odizolowanym budynku szpitala. Przeżyła. Opiekujące się nią siostry zakonne powiedziały jej, że jak tylko dojdzie do zdrowia, będzie mogła pracować w szpitalu.

Właściwie jej rodzina chciała wyjechać z Polski, jednak choroba i długi pobyt w szpitalu córki uniemożliwiły realizację tego planu. Kiedy wróciła do zdrowia na skutek zmian w ustawodawstwie wyjazd, dla niemieckiej ludności, która jeszcze była na wsi, nie był już niemożliwy. Musieli pozostać jako siła robocza.

Kiedy matka dopytywała sióstr zakonnych, czy ich obietnica względem jej córki jest nadal aktualna, siostry dotrzymały danego wcześniej słowa. Pani Timm dostała pracę w kuchni, nocleg i dach nad głową w szpitalu.

Ortopedia  1925. Ze zbiorów Miejskiej i Powiatowej Biblioteki Publicznej w Nowym Tomyślu

Ortopedia 1925. Ze zbiorów Miejskiej i Powiatowej Biblioteki Publicznej w Nowym Tomyślu

Co czternaście dni, kiedy miała dzień wolny (w niedzielę) mogła odwiedzać matkę, która pracowała jako robotnica dniówkowa w Cichej Górze. Pieszo pokonywała godzinną drogę. Kiedy Pani Timm wybierała się w odwiedziny, jedna z sióstr dawała jej kilka bułek, bądź coś innego dla matki.

Siostry zakonne były surowe, ale z drugiej strony udawały, że nie widzą niektórych występków pomagających im dziewcząt. Nic jednak nie uszło ich uwadze, co się działo w szpitalu.

Dzień zaczynał się dla dziewcząt o godzinie szóstej rano, a czasami nawet wcześniej. Pobudkę prowadziła pełniąca nocny dyżur bardzo surowa siostra. Pomimo tego udawało się od czasu do czasu pospać pół godzinki dłużej.

Wieczorem o godzinie 22 wszystkie dziewczęta musiały być z powrotem w domu, raz tylko zdarzyło się, że były później.

Umówiono się, że Pani Timm, która nie miała żadnego przyjaciela ani znajomego w mieście, zostaje w szpitalu i będzie odwieszać klucz od tylnych drzwi, który wisiał przy oknie kuchennym. Okno było wprawdzie zaopatrzone w kraty, ale gdy było uchylone można było dosięgnąć wiszącego klucza i otworzyć tylne drzwi, aby w końcu wejść do domu.

Grundriss des Untergeschosses (1) mit Bild des Laboratoriums (2)

Rzut piwnic oraz zdjęcie laboratorium. Ze zbiorów Miejskiej i Powiatowej Biblioteki Publicznej w Nowym .Tomyślu oraz Archiwum Państwowego w Poznaniu Akta miasta Nowy Tomyśl sygn. 69 “Die Verwaltung und Leitung des städtischen Krankenhauses”

Pewnego razu siostra zakonna pełniąca dyżur weszła do kuchni i zapytała gdzie jest klucz? – “Przecież wisi tam gdzie zawsze – obok okna, w zasięgu ręki dla spóźnialskich”. “Ależ cóż to za niedorzeczność” – Siostra włożyła kluczyk do torebki i wyszła. Dla koleżanek pani Timm, które się spóźniły budynek był już zamknięty. Jeżeli klucz nie wisiał przy oknie sytuacja stała ciężka. Przyłapane na spóźnieniu dziewczęta najpierw ściągnęłyby na siebie karę, a dopiero po niej znów mogłyby wejść do domu.

Obok kuchni spał pan Goldmann, który przed wojną był kierownikiem restauracji przy ulicy Poznańskiej. Po wojnie nie miał już rodziny i otrzymał posadę dozorcy w szpitalu. Okna jego pokoju nie miały krat. Dziewczętom, które znajdowały się w opałach i musiały przedostać się do budynku pomogła pani Timm. Otworzyła okno w pokoju pana Goldmanna i wpuściła je do środka. Pani Timm przypomina sobie, że pan Goldmann, który niesamowicie chrapał, nagle zerwał się i zapytał: „kto tu jest? co się dzieje?”. Wówczas pani Timm uspokoiła go, że nic się nie stało, że może spać spokojnie dalej, następnie poczekała, aż znów znacznie chrapać i wpuściła kolejne dziewczęta.
Siostra pełniąca nocny dyżur była rano zaskoczona, że wszystkie dziewczęta znajdowały się w domu, skoro klucz był w jej torebce. Pan Goldmann nie zdradził dziewcząt. On i pan Napierała, który dowiedział się o tym incydencie, śmiali się kawału dziewcząt.

Nowy, zmodernizowany szpital w Nowym Tomyślu - 2013

Nowy, zmodernizowany szpital w Nowym Tomyślu – 2013

Pan Napierała, urodzony w roku 1905, był zatrudniony w szpitalu już w czasie wojny, a po wojnie pracował dalej i był kierowcą karetki. Oprócz tego był chłopakiem do wszystkiego, odbierał np. zakupy z różnych sklepów, wcześniej załatwione przez siostry zakonne.

Mieszkał wraz ze swoją rodziną na terenie szpitala. Jego mieszkanie mieściło się w małym budynku obok, na parterze kostnicy. On sam uchodził za spryciarza. Po szpitalnym dziedzińcu zawsze biegały należące do szpitala kury. Kiedy Pan Napierała wjeżdżał karetką do garażu zapędzał tam zawsze jedną kurę i ukręcał jej szyję.

Gdy pani Timm liczyła kury, co było jej zadaniem, naturalnie zawsze jednej brakowało. Jednak tak jak panowie Goldmann i Napierała nigdy nie zdradzili dziewcząt, tak i one nie zdradziły obu panów. Siostry wiedziały o tym jednak bardzo dobrze, bo jednej z nich przy liczeniu kur wyrwało się: „Brakuje jednej kury, czy pan Napierała znów wsadził ją do garnka?!” Pan Napierała tłumaczył się, iż jest niewinny, nieumyślnie bowiem potrącił kurę, która wbiegła mu pod koła auta. Pozostawienie jej martwej nie byłoby przecież w porządku.
W roku 1950 rodzina Timm otrzymała zezwolenie na wyjazd do NRD. Pani
Timm kończy swoje wspomnienia następującymi słowami:

Nowy i stary budynek szpitala - 2013

Nowy i stary budynek szpitala – 2013

„W 1966 roku ja i moja mama odwiedziłyśmy jeszcze raz Nowy Tomyśl. Stało się to dzięki rodzinom Wittchen i Meissner, które mieszkały jeszcze w mieście i wysłały nam konieczne do wyjazdu zaproszenie. Odwiedziłyśmy też siostry zakonne, które zrobiły dla nas tak wiele dobrego i które nadal mieszkały na terenie szpitala. Dziś mogę powiedzieć o siostrach i o mojej rocznej działalności w szpitalu wiele dobrego. Jestem im wdzięczna za okazane mi miłosierdzie.”

* * *

Dr Hołoga - jego imię nosi dziś szpital w Nowym Tomyślu. Zdjęcie:  http://nowytomysl.pl/szlak/de/12-krankenhaus/

Dr Hołoga – jego imię nosi dziś szpital w Nowym Tomyślu. Zdjęcie: http://nowytomysl.pl/szlak/de/12-krankenhaus/

Z Nowym Tomyślem od 1951 roku nieodłącznie związany jest szpital doktora Kazimierza Hołogi, który w roku 2008 przyjął jego imię.
Kazimierz Hołoga urodził się 18. stycznia 1913 roku w Poznaniu. Swój dyplom lekarza uzyskał w czasie trwania drugiej wojny światowej. Do Nowego Tomyśla przybył w roku 1951 przejąwszy zarządzanie szpitalem. Zlecił renowację budynku, podwyższenie liczebności personelu o kolejnych lekarzy i pielęgniarki. Doktor Kazimierz Hołoga zamierzał jeszcze obszerniej rozbudować szpital. Jego przedwczesna śmierć 12. sierpnia 1958 roku przekreśliła niestety wszystkie plany.
Przy budynku szpitala w roku 1962 dobudowano kolejny pawilon. W latach 1984 – 1985 wstawiono część łączącą stary i nowy budynek szpitala, natomiast w latach 2008-2011 miał miejsce jak dotąd największy projekt rozbudowy szpitala w Nowym Tomyślu. Dzisiaj szpital ten zalicza się do najbardziej nowoczesnych w kraju.