Relacja Starosty Rissmana

Relacja starosty Rissmana zamieszczona w broszurce opublikowanej w 10 rocznicę Powstania Wielkopolskiego w 1928 przez P. Paetzolda p. t. „Wie Neutomischel polnisch wurde. Aus den Schiksalstagen der Provinz Posen 1918/19” (Jak Nowy Tomyśl polskim się stał. Z pamiętnych dni Prowincji Poznańskiej 1918/19). Relacja przedstawia wydarzenia w powiecie nowotomyskim tuż przed wybuchem Powstania oraz opis wydarzeń z zajęcia Nowego Tomyśla w nocy z 2 na 3 stycznia 1919 przez opalenicko-bukowieckie oddziały dowodzone przez Klemczaka oraz oddziały pod dowództwem hr. Stanisława Łąckiego.  Relacja została spisana świeżo po zaistniałych wydarzeniach w styczniu 1919.

Tłumaczenie : Przemek Mierzejewski we współpracy z Damianem Koniecznym.


Sprawozdane Starosty Rißmanna

Raków Koło Buków Powiat Sulechów , Styczeń 1919 [ok. 10 km a północ od Sulechowa]

W nocy z 2 na 3 stycznia tego roku rano przed godziną 3 nadciągnęły do Nowego Tomyśla ze wschodu (najpierw głównie od strony Opalenicy) rozliczni uzbrojeni Polacy ( jak słyszałem w liczbie ponad 300) wyposażeni w broń, ręczne granaty i karabiny maszynowe i zajęły błyskawicznie miasto razem z budynkiem starostwa, które obstawili, jaki i siedzibę Komisji Uzupełnień, ratusz, urząd dystryktu i pocztę i pozostałe publiczne budynki. Prawie wszyscy Polacy byli zwolnionymi ze służby niemieckimi żołnierzami i niemieckich mundurach, ale z biało-czerwonymi opaskami na ramieniu, niektórzy zaopatrzyli się w takimi samymi opaskami na czapce i białymi orłami jako kokarda [tzn. miejscu orła]. Ich dowódcą był niejaki Klemczak z Opalenicy, który do tej pory był przewodniczącym polskiej Robotniczo-Żołnierskiej Rady w Opalenicy.

Klemczak uznał się wkrótce za komendanta miasta i zabrał już ze sobą obowiązującą gotową pieczęć.

Po krótkim czasie otrzymał Klemczak wsparcie z północnej części nowotomyskiego powiatu. To byli ludzie zebrani przez Łąckiego, członka komitetu powiatowego [raczej o Radę], posiadacza majoratu z Posadowa i przybyli w pośpiesznym marszu, na furmankach, uzbrojeni w odebraną wojskowej administracji broń. Ci Polacy pochodzili ze Lwówka w powiecie nowotomyskim i przylegających wsi, jak stwierdziłem rozpytując ludzi. Niektórzy, którzy z najpierw przybyłych ludzi z otoczenia Klemczka, byli już kilka dni wcześniej nieuzbrojeni na ulicach Nowego Tomyśla.

Klemczak kazał najpierw aresztować komendanta Obwodowej Komisji Uzupełnień majora Schotte, jednakże wkrótce ponownie wypuścił do na wolność. Później wydał „rozkaz” , aby oddać wszelaką broń i mianował radcę prawnego [raczej notariusza] Barteckiego z Nowego Tomyśla na swojego doradcę. W przeciągu popołudnia pojawił się potem u mnie razem z swoimi zbrojnymi i oświadczył mi, że na podstawie decyzji „komitetu”, złożonego z niego samego, hrabiego Łąckiego z Posadowa i niejakiego rotmistrza Zenktelera [odpowiednika kapitana, w rzeczywistości był oficerem artylerii] zostaje wezwany do opuszczenia Nowego Tomyśla w przeciągu 24 godzin. W przeciwnym razie będę sam winny za przyszłe wydarzenia. Oświadczyłem Klemczakowi, że ten „komitet” nie posiada żadnego prawa aby podjąć takie działania, że nie mogę uznać go jako urzędu przełożonego. Na moje pytanie, z jakiej podstawy wynika ta decyzja, Klemczak oświadczył, że tak się dzieje, ponieważ ja, jak się oni dowiedzieli, Heimatschutz powiadomiłem o ich zbliżaniu [Powstańców] i prosiłem ich o pomoc. Oświadczyłem na to, że działałem w duchu obwieszczeniu pruskiego rządu z 10 grudnia ubiegłego roku [czyli 1918] aby przeciwdziałać separatystycznym dążeniom Polaków, a więc na polecenie moich przełożonych urzędów. Poza tym wskazałem na to, że odpowiedziałem na to polecenie tylko najbardziej wąskim zakresie prawa, że słyszałbym wcześniej o takim sposobie podejmowani decyzji. Klemczak powiedział na to, że nic więcej nie może zrobić, że mogę sobie tylko ponarzekać. W każdym razie stanęło na 24 godzinnym terminie. Nie było jednakże już możliwe, aby natychmiast wnieść skargę lub z tymi trzema panami porozmawiać, ponieważ ci dwaj inni panowie, jak to słyszałem, mieli już opuścić Nowy Tomyśl samochodami. W takim położeniu sprawy poddałem się przemocy i upuściłem Nowy Tomyśl popołudniu 4 stycznia [1919] swoją furmanką, ponieważ połączenia kolejowe w kierunku zachodnim były przerwane, i dotarłem po dwóch dniach, jadąc bocznymi drogami przez powiat międzyrzecki, do miejsca gdzie jestem, oddalonego jeden dzień podróży od mojego powiatu i postanowiłem poczekać na dalszy rozwój wypadków, aby po wnet oczekiwanym oswobodzeniu powiatu jak najszybciej móc tam powrócić. [Starosta pisał to jeszcze w styczniu, przed rozejmem, a po umocnieniu się wojsk niemieckich]

Administracja starostwa miała być przejęta przez ściągniętego z Poznania „polskiego Starostę”, ale w między czasie powiatem zarządzał sekretarz powiatowy.

Mój zamiar, aby wkrótce ustnie zdać raport do Berlina na szczeblu rządowym o po sytuacji, została udaremniona przez znane wypadki, które w międzyczasie rozegrały się w Belinie [próba przejęcia władzy przez komunistów tzw. powstanie Spartakusa http://www.dws-xip.com/reich/Kalendarium/ps.html oraz zamieszki trwające do 15 stycznia 1919] oraz przez prawie całkowitą blokadę ruchu kolejowego w tamtym kierunku.

Co do okoliczności poprzedzające wypadki w powiecie nowotomyskim pozwolę sobie dodatkowo zreferować :

Na początku przemian utworzyła się Rada Żołnierska w Nowym Tomyślu dla powiatu nowotomyskiego pod przewodnictwem adiutanta dowódcy komendy uzupełnień porucznika Wernera , która wkrótce rozszerzyła się w Radę Robotników i Żołnierzy. Jakiś czas później powstała również w północnej, bardziej polskiej części powiatu, w miasteczku Lwówek Wlkp., Rada Robotników i Żołnierzy. Ta powstała na polecenie i pod przewodnictwem hrabiego Łąckiego na Posadowie koło Lwówka. Składała się, z wyjątkiem jednej czy dwóch osób, wyłącznie z Polaków i sprzyjała z góry przyjętym separatystycznym dążeniom. Ta Rada Robotników i Żołnierzy oświadczyła, jak mi zostało doniesione z solidnego i całkowicie wiarygodnego źródła, natychmiast w większej części powiatu zdymisjonować wszystkich urzędników (rzekomo włącznie ze starostwem) podała do wiadomości, że nie potrzebuje aby płacono podatki, poleciła publicznym kasom, aby swoją działalność zaprzestały i uniemożliwiła wszystkie dalsze dostawy żywności. Wspierany i powołując się na instrukcje, które w międzyczasie wydawane były we wszystkich tych okolicznościach przez rząd w Berlinie, dawałem natychmiast do wiadomości poprzez obwieszczenia w lokalnej gazecie [Kreisblatt], tak że wszystkie te decyzje przeciwstawiały się tym decyzją [Rady ze Lwówka] ze stanowczą wolą rządu i stąd były nieważne i bezskuteczne, tak że wszystkie urzędy i kasy mają dalej pracować jak wcześniej, że przede wszystkim wszelkie dostawy żywności miały być wykonywane, jak to się do tej pory działo, i dałem wszystkim urzędnikom odpowiednie wskazówki.

Oprócz tego nakazałem z góry wszystkim mi podległym urzędnikom osobiście lub telefonicznie, aby pośród tych wszystkich okoliczności zaniechać wszystkiego, co mogło by być pojmowane jako specjalne [gorsze] traktowanie Polaków, a co więcej traktować Polaków i Niemców w każdej sprawie całkowicie jednakowo. Przeprowadzenie tego polecenia pilnowałem ściśle osobiście. Nie została mi także później, co chciałbym dodać, odnośnie tego polecenia nigdy wniesiona żadna prawna skarga ze strony polskiej, przeciwnie odnotowałem w stosunku do mnie ze strony polskiej często dowody uznania, że podczas czasu mojego kierowania powiatem Polacy nie mieli się uskarżać na żadne wyjątkowe [gorsze] traktowanie.

W tym miejscu chciałbym nadmienić, że południowa część powiatu nowotomyskiego wraz miastem Nowy Tomyśl była całkowicie niemiecka, w szczególności Nowy Tomyśl wraz z przylegającymi wioskami Paproć, Glinno, Przyłęk, Sękowo, Cicha Góra, Konkolewo, Nowa Róża i Duża Lipka jest prawie czysto niemiecka. Północna część powiatu ze Lwówkiem jest przeciwnie w większej części przeważnie polska, jeżeli także leży tam kilka czysto niemieckich wsi jak np. Chmielinko.

W następstwie samodzielnych, burzących i godzących w spokój i porządek postępków Robotników i Żołnierzy Rady we Lwówku powstał wkrótce głęboki rozdźwięk pomiędzy Radami we Lwówku i Nowym Tomyślu. Lwówek wysłał groźby przeciwko Nowemu Tomyślowi [tzn. w stosunku do Rady tomyskiej] i straszył perspektywą użycia siły zbrojnej, przeciw czemu Nowy Tomyśl próbował się bronić poprzez załatwienie broni i karabinów maszynowych. W takim razie Rada Robotników i Żołnierzy w Poznaniu została poproszona o pośredniczenie. Pod przewodnictwem delegatów tej Rady i za moim wezwaniem zostały przeprowadzone później pertraktacje zjednoczeniowe, w których Poznań uznał, że ma być tylko jedna Rada dla powiatu nowotomyskiego i że może wchodzić w grę tylko z Nowego Tomyśla, ponieważ została zawiązana jako pierwsza i dodatkowo w mieście powiatowym. Doprowadziło to później do zjednoczenia, tak że obie Rady miały współpracować w powiatowych i wojskowych sprawach.

W następstwie tych ustaleń i wyżej wspomnianych środków podjętych przez kierownictwo powiatu w następstwie tego zapanował (od około od 20 listopada poprzedniego roku [1918]) porządek, wszyscy urzędnicy i kasy pracowały dalej niezakłócenie, a także odbiór żywności ze strony polskich rolników następowały w zasadzie należycie. Także w następnych tygodniach były ledwo zauważalne jakieś nieporozumienia pomiędzy Polakami i Niemcami.

Trwałe niepokoje panowały tylko na granicy powiatu w stronę aż po Grodzisk, gdzie polskie brutalne dążenia, jak mi doniesiono, niestety prawdopodobnie po płaszczykiem polskich Rad Robotników i Żołnierzy w Opalenicy i Grodzisku stały się wciąż zatrważająco zauważalne. Wiadomo było, że Polacy w Opalenicy nałożyli na Niemców jedną lub kilka kontrybucji w wysokości wielu tysięcy marek, rekwirowali bez zapłaty konie, bezpodstawnie posyłali do więzienia Niemców i grozili rozstrzelaniem itd. Mieli także jakoby przejąć cały powiat nowotomyski.

I tak na koniec grudnia poprzedniego roku [1918] nagle zameldował mi pisemnie i telefonicznie komisarz gminny ze Lwówka, że komisarz wyborczy okręgu wyborczego Lwówek-Zamek, Posadowo i Zgierzynka (wszystko w posiadania Łąckiego) wzbrania się wystawić listy wyborcze do Zgromadzenia Narodowego [wybory do sejmu niemieckiego](prawdopodobnie na polecenie hrabiego Łąckiego z Posadowa) z uzasadnieniem, nie jest to konieczne, ponieważ 19 stycznia [1919] jest już wszystko rozstrzygnięte. Hrabia Łącki zawiadomił jednocześnie komisarza wyborczego w Poznaniu, że nie może wystawić żadnej listy wyborczej, ponieważ na podstawie wyborczej ordynacji tylko „Niemcy itd.” są uprawnieni do głosowania. Pomimo, że telefonicznie objaśniłem hrabiemu Łąckiemu o znaczeniu tego i nietrafności jego rzekomych założeń, że Polacy nie są uprawnieni do głosowania, wzbraniał się jednakże wystawić listy wyborcze, teraz jednakże z uzasadnieniem, że dostał takie odpowiednie polecenia od Rady Ludowej w Poznaniu.

W międzyczasie stało się wiadomym, że Polacy ze wszelakich miejscowości w Prowincji Poznańskiej wypisali rozkazy stawienia się dla poborowych polskiej narodowości (meldunek komisarza gminnego z Kuślina) [czyli organizują wojsko].

W tym samym czasie – o ile się nie mylę 29 grudnia poprzedniego roku [1918] – dowiedziałem się, że pracownik leżącego w powiecie nowotomyskim dworca w Porażyn (wg mojej pamięci naczelnik dworca) zjawił się w Radzie Robotników i Żołnierzy w Nowym Tomyślu i zakomunikował, że dworzec Porażyn został błyskawicznie zajęty przez 100 ciężko uzbrojonych, jak się zdaje pochodzących z Opalenicy Polaków, że tamtejszy niemiecki posterunek dworcowy, który podlegał Radzie Robotników i żołnierzy w Nowym Tomyślu (wymieniali się zawsze dwaj Polacy z polskiej wsi Bukowiec z dwoma Niemcami z niemieckiej wsi Dąbrowa), został przez nich przepędzony lub pojmany, a pociągi z żywnością przeznaczone jadące na zachód zostały zatrzymane i poddane przeszukaniu. Rada Robotników i Żołnierzy w Nowym Tomyślu reprezentowana przez swojego zatrudnionego niej podporucznika Andersona wysłała do Porażyna wskutek tego dwóch (!!) ludzi z karabinem maszynowym, którzy jednakże po odebraniu karabinu maszynowego wkrótce zostali przepędzeni. Podobno padły też strzały. Kto rozstrzelał, o tym krążyły najróżniejsze plotki. W każdym razie zostali ci dwaj szeregowcy pochodzący z Dąbrowy odprowadzeni i mieli być jakoby następnego dnia na mocy wyroku sądu doraźnego rozstrzelani. (ustny przekaz porucznika Andersona złożony mi 29 grudnia poprzedniego roku [1918]). Ponieważ całe te zajścia były potem pojmowane jako lokalny pucz Polaków z Opalenicy, postanowiłem złożyć raport zarówno moim przełożonym z Poznania jak i tamtejszej Radzie Robotników i Żołnierzy i poprosiłem o rozpoznanie wojskowe i o pomoc. Niestety nie było możliwe jakiekolwiek połączenie telefoniczne i telegraficzne z Poznaniem, ponieważ zostało zerwane tego dnia w skutek znanych wydarzeń. Tak więc pozostałem w Nowym Tomyślu w zupełnie niejasnej sytuacji, co mają znaczyć te poczynania Polaków, kto to spowodował itd. Odtąd próbowałem się skontaktować telefonicznie dzień za dniem z hrabią Łąckim, aby wyjaśnić okoliczności i o ile to możliwe załagodzić. Ale nazywało to się zawsze, że „hrabia Łącki wyjechał”. Gdy w końcu był osiągalny, powiedział mi, że nie może nic już zrobić, że Niemcy strzelali pierwsi i tym samym sprowokowali Polaków. Na moją ripostę, że mam stojące w sprzeczności do tego doniesienia, abstrahując od tego, że przecież prowokacje wyszły przede wszystkim ze strony Polaków, że wdarli się bez żadnego powodu w zupełnie spokojny powiat nowotomyski, w to hrabia Łącki już nie wnikał.

Tymczasem w następstwie poczynań Polaków zawładnęło ludnością niemiecka bardzo silne zaniepokojenie. Obawiano się dalszych aktów przemocy ze strony polskiej, ale przede wszystkim pojawiła się kwestia czy teraz można być pewnym o swoje życie i własność w powiecie nowotomyskim i jaka ochrona jest dostępna przeciwko takim rozbojom. Doniesiono także, że Niemcy z dużej niemieckiej wsi Dąbrowa podjęli decyzję, w razie konieczności oswobodzić zbrojnie swoich dwóch strażników [kolejowych] z rąk polskich, ewentualnie przeprowadzić uderzenie odwetowe przeciwko Opalenicy itd., gdy coś się stało obydwu więźniom. Teraz gdy dotychczasowy spokój i porządek poprzez ingerencję z zewnątrz był w najwyższym stopniu zagrożony i zakłócony, a także w poczynaniach Polaków zagrażających dobru publicznemu dało się wyraźnie rozpoznać dążenia separatystyczne, dało mi podstawy do przeciwdziałania przeciw tym dążeniom wszystkimi dostępnymi środkami, w myśl poleceń i obwieszczeń pruskiego rządu z 10 grudnia poprzedniego roku [1918] (ogłoszone poprzez rozporządzenie Ministra Spraw Wewnętrznych z 17-12-1918 I b 1252). Poprosiłem następnie Radę Robotników i Żołnierzy z Nowego Tomyśla o rozmowę i przedstawiłem stan rzeczy i zagrożenia obydwu oddelegowanym posłom [z Rady] (Hannemann i Manske).Prosiłem ich o interwencję z ich strony oraz aby przedsięwzięli konieczne kroki dla ochrony mieszkańców powiatu, porządku i spokoju. Panowie wyjaśnili, że nie mają potrzebnych sił do tego i są doskonale świadomi niebezpieczeństwa. Byli zgodni w tym, że prawdopodobnie tylko utworzenie ochotniczej obrony cywilnej (straży obywatelskiej) będzie mogło zatrzymać Polaków przed dalszą przemocą i militarnymi działaniami.

Następnego dnia rozmawiałem przy okazji z Grenzschutzem i kapitanem von Liliencron z Międzyrzecza, zwróciłem uwagę na dotychczasowy spokój w powiecie i doniesieniach grożących niebezpieczeństwach. W wyniku tej rozmowy kapitan von Liliencron odesłał do Nowego Tomyśla porucznika Kulcke z poleceniem, aby rekrutować ochotników do oddziałów Straży Granicznej (Grenzschutz) z rozlicznych zasłużonych niemieckich żołnierzy mieszkających w okolicznych wsiach. W międzyczasie było też rozesłane publiczne wezwanie ze strony dowodzącego V Korpusem Armijnym do meldowania o ochotnikach dla Straży Granicznej. To wezwanie dotarło do mnie razem z prośbą o upublicznienie. – Gdy 2 stycznia wieczorem o 6 godzinie zostałem poproszony, abym się zjawił w siedzibie Rady Robotników i Żołnierzy, porucznik Kulcke zwerbował już do Straży Granicznej około 40 mężczyzn. Spotkałem tam oprócz członków Radu, porucznika Kulcke a także porucznika Andersona i wcześniejszego przewodniczącego rady i nie będącego już od jakiegoś czasu jej członkiem porucznika Wernera. Ten ostatni zabrał wkrótce głos i oświadczył za zgodą Rady, że organizacja Straży Granicznej [Grenzschutz], a szczególnie pobór i werbunek ochotników w powiecie nowotomyskim to ciężkie błąd. Pomimo zaszłych w Prowincji Poznańskiej wydarzeniach twierdził on, że tego rodzaju ochrona jest zupełnie niepotrzebna „Takie działania są prowokowaniem Polaków. Polacy nie chcieli przecież nic złego zrobić”

Porucznik Anderson podzielał w istocie to zdanie. Werner oznajmił mi, że rozmawiał z panem Łąckim i zawiadomił jego o tworzeniu Straży Granicznej i o werbunku. Krótko po tym został on wywołany, ponieważ otrzymał list od pana Łąckiego przywieziony przez posłańca (miała to być podobno osoba duchowna). Przy dalszych negocjacjach Rada Robotników i Żołnierzy z Nowego Tomyśla występowała teraz zdecydowanie przeciwko werbunkowi ochotników i działalności porucznika Kulcke w powiecie nowotomyskim i oświadczyła, że chce temu przeszkodzić wszelkimi środkami. Pojedynczy członkowie wypowiadali się nawet za tym, że widzieliby chętniej wkroczenie uzbrojonych Polaków.

Ponieważ z takim obrotem spraw trzeba było się liczyć, że werbunkowi ludzi z powiatu nowotomyskiego i rozszerzeniu działalności Straży Granicznej na powiat Nowy Tomyśl ze strony pobliskiego Zbąszynia będą kładzione największe przeszkody, uważałem działalność porucznika Kulcke w powiecie za nierokującą i doniosłem o tym telefonicznie kapitanowi Liliencron z Międzyrzecza w obecności zebrania. – Panowała całkowita niejasność co do tego , co się stało z oboma jeńcami. Według jednej informacji mieli być odtransportowani do Poznania, według innej do Opalenicy, a znowu według jeszcze innej puszczeni wolno. Dalej, razem z porucznikiem Andersonem, zawiadomiłem jeszcze telefoniczne pana Łąckiego (pomiędzy 8 i 9 godziną wieczorem) o przerwaniu działalności porucznika Kulcke i prosiłem jego w interesie uspokojenia ludności niemieckiej, aby użył swoich całych wpływów, aby przez wzgląd na dotychczasowy spokój i porządek i na zupełnie poprawne stosunki pomiędzy Niemcami i Polakami w powiecie dalsze działania ze strony polskiej nie doszły do skutku. Pan Łącki skarżył się, że wysłannicy Rady Robotników i Żołnierzy z Nowego Tomyśla pierwsi strzelali w Porażynie i obiecał w końcu, że zrobi wszystko co w jego mocy, aby sprostać mojemu życzeniu.

W nocy przed godziną 3 Polacy jednak wkroczyli do Nowego Tomyśla, jak już wcześniej donosiłem, od strony z Opalenicy, a godzinach porannych uzbrojeni ludzie od pana hrabiego Łąckiego ze strony północnej powiatu. Z tymi ostatnimi trochę rozmawiałem (6-8), którzy dodali, że są zebrani przez pana hrabiego Łąckiego, jednakże podania swoich nazwisk odmówili.

4 Stycznia dowiedziałem się jeszcze, że porucznik Anderson, ten sam, który wysłał do Porażyna karabin maszynowy z dwoma ludźmi, którzy krótko po tym wpadł w ręce polskie, został powołany z Komendanta Miejskiego na Komisarza Obwodowego w miejsce usuniętego Komisarza Muncka. (!!)

Uzupełniając dodam jeszcze, że przeciwko porucznikom Wernerowi i Andersonowi wniesione jest przez Komendanta Komisji Obwodowej majora Schotte z Nowego Tomyśla oskarżenie przed odpowiednimi instancjami w powodu zdrady stanu.