Tekst pochodzi z pisma „Z poznańskiej ziemi” („Aus dem Posener Land”) z roku 1910 („Ein Winterspaziergang von Neutomischel in die Glinauer Berge”) i opatrzony był fotografiami zamieszczonym na końcu. Ze zdjęć wynika, że Glińskie Górki były w owym czasie słabo zadrzewione albo porośnięte mały drzewkami. Autorka opowiada o Glińskich Górka z pozycji byłego mieszkańca.Do Nowego Tomyśla przyjechała wraz z mężem, który był zatrudniony w sądzie.. W tłumaczeniu nie udało mi się oddać wrażenia wielkości tych gór, ale w niemieckim oryginale można odczuć sporą literacką przesadę. Rodzina Klumbies-ów mieszkała przy dzisiejszej ulicy Piłsudskiego. Nazwisko Klumbies znane jest też za sprawą urodzonego w Nowym Tomyślu artysty Heinricha Klumbiesa (1905 – 1994). Tekst tłumaczył Przemek Mierzejewski we współpracy z Damienem Koniecznym. Ilustracje pochodzą z oryginalnego niemieckiego wydania tekstu. Tekst ten znajduję się również w książce Arno Krafta „… und dazwischen Neutomischel”. Poniżej przedstawiłem swoją wersję tej trasy, ale w letniej scenerii – w wersji rowerowo-pieszej.
Powyżej przypuszczalna trasa przemarszu oraz zdjęcia w letniej scenerii, a cała relacja fotograficzna z wycieczki rowero-pieszej na stronie WYCIECZEK ROWEROWYCH. Sama wycieczka zajęła nam (tzn. mnie i synowi) ok. 3 godz, przy czym czystej jazdy rowerem było 1godz 18min i dystans wynosił 8,6km. Chwilami rzeczywiście przypomniała wspinaczkę, a czasami krajobraz przypominał piaszczyste wydmy nadmorskie. Widoki teoretycznie powinny być przepiękne gdyby nie fakt, że drzewa przesłaniają krajobraz, ale i tak udało się zrobić kilka ładnych zdjęć. Szczególnie ładnie jest na zachód od drogi asfaltowej, gdzie praktycznie droga wiedzie szczytem wydm.
Przez noc spadł głęboki śnieg i wszystko przykrył białą szatą, a jednak słońce przywitało dzień poprzez szyby okien, wywabiając nas siłą na zewnątrz na spacer w piękny zimowy świat.
Jako cel obraliśmy Glińskie Górki, których skraj jest oddalony od miasta o około 20 minut.
Mimo, że Droga Lwówecka [droga na Bolewice] przecina właściwie te pasmo wzgórz, to jednak jednak wybraliśmy trasę poprzez pola wzdłuż strumienia.
Było niedzielne popołudnie. Ścieżkę znaleźliśmy już wydeptaną w śniegu i dlatego mogliśmy kontynuować bez wymówek naszą wędrówkę.
A jak cieszył nas zimowy widok, które naprzemiennie przykuwał nasze spojrzenia. Wnet pojawiły się wysokie olchy, które otaczały strumyk. Tworzyły one na jednej stronie strumyka długi biały welon. I już przykryte śniegiem zarośla. Wnet zagrody w swojej zimowej dekoracji.
Więc dotarliśmy do celu, wspinamy się poprzez głęboki śnieg na pierwsze wzniesienie i nasze oczy spoglądają na ukochany mały górzysty świat. – Bajkowo ładnie odcinają się od błękitnego nieba białe śnieżne wzniesienia, między którymi leżą pełne tajemnic zielone, porośnięte sosnami wąwozy, a tu i ówdzie wyglądają ze swoich kryjówek pojedyncze małe domeczki i pozdrawiają nas jakoby to były górskie schroniska. – A na innej stronie rozpościera się pod naszymi nogami wspaniała biała dolina, na tle której leży odświętnie nasze miasto.
Kontynuujemy naszą wędrówkę szczytem wzgórz: widok pozostaje prawie taki sam, a jednak znów inny – ciągle pięknie! – Od strony równomiernie chylącego się na równinę zbocza, rozlegają się przed nami radosne okrzyki gromady wesołych saneczkarzy. Zrobiło się troszeczkę zimno i wzięliśmy udział w tej czystej wybornej zimowej radości. Później poszliśmy dalej – ciągle jeszcze szczytami wzgórz.
Natknęliśmy się na swego rodzaju górską kotlinę, która kryła w swoim środku rząd małych gospodarstw. Pozostawiamy je po lewej stronie i okrążając je kierując się do tzw. „Finkenbusch” [„Zagajnika zięby” – należał do rodziny Kraftów,a jest to rzeczywiście piękna część lasu na północny wschód od cmentarza na Glinnie].
Ten piękny, porośnięty olchami zagajnik rozpościera się na końcu łańcucha wzgórz. Powiewa od niego w naszym kierunku tchnieniem spokoju – albo może przychodzi ono od leżącego na zboczu góry cmentarza? Skromnie i pięknie leży ten mały skrawek boży, stosownie stworzony na świątynię pokoju, na którym leży niema radość i cierpienie.
W tym prawie melancholijnym nastroju brniemy w dół doliny, krocząc obok „Knochenkrug” [„Oberża pod kośćmi”] – posiadłość, która wcześniej była kiedyś karczmą i z tamtego czasu zachowała się wiele mówiąca nazwa -, przy żwirowisku przechodzimy przez Szosę Lwówecką, wchodząc w inną część tego łańcucha wzgórz, które już należy do Przyłęku.
, [prawdopodobnie jest w tym miejscu jest dziś cmentarz żołnierzy radzieckich]
wchodząc w inną część tego łańcucha wzgórz, które już należy do Przyłęku. Tutaj weszliśmy najpierw w las sosnowy. Wspaniale dziś wyglądało bezpretensjonalne drzewo: miało srebrno-szare okrycie i oferowało nam całkiem wytworny widok.
I znowu wspinaczka. Na lewo spoglądamy na Glińskie Olędry, na prawo zielony sosnowy las zakrył nam dalekie widoki. – A jednak, gdy weszliśmy na wierzchołek wzniesienia, wejrzeliśmy poprzez polany,
daleko ponad białymi błoniami na zagrody olęderskie, które leżały tam jakby drzemiąc w swoim zimowym odzieniu. Ramy tego wspaniałego zimowego krajobrazu tworzyły ciemne lasy sosnowe, a za nimi wspaniałe wysokie dęby Królewskiego Lasu. przewyższały las iglasty, należący do Starego Tomyśla.
Napawając oczy spoglądaliśmy w tę całą obfitość zaśnieżonego zimowego przepychu i wdychaliśmy bezgłośnie świąteczną ciszę niedzielnej samotności. Oto zaszło słońce za owym wzgórzem, żarząc się czerwienią i rzuciło, jakoby płonąca pochodnia, czerwonawą łunę na białe wzgórza, na zielone jary i szeroką dolinę. Tam wysoko na niebie sunęły szkląc się chmury. A brzegi obrazu wypełniało błyszczące złoto. – Można rzec, żegnające słońce chciałoby tchnąć nadzieję na rychłe radosne ożywienie, pocieszającym pocałunkiem w skostniałą w zimowym śnie Ziemię. I przed moimi oczami wyłonił się z zimowej okolicy tak znany wiosenny obraz: widziałem delikatne wydmy, widziałem brzozy przebłyskujące jasną zielenią z ciemnych jodłowych grot, widziałem daleko rozciągające się otoczone drzewami szerokie łąki, widziałem zagrody w połyskujących kwitnących wieńcach.
Ten widok ze wzgórz o każdej porze roku jest piękny i wszystkim, którzy mimo codziennych zmagań zachowali tęsknotę, którzy znają i rozkoszują się surową pięknością naszej poznańskiej ziemi, przesyłam ojczyste pozdrowienie z tego milutkiego miasteczka.