Bross Kazimierz O wyzwoleniu Nowego Tomyśla 3-1-1919

Znamienna publikacja wydana w 1935 „Przyczynki do historii Powstania Wielkopolskiego – Nowy Tomyśl – Zbąszyń 2/3 1.1919 – 7/8 1. 1919” dotycząca walk powstańczych na froncie zachodnim, w szczególności opis zajęcia Nowego Tomyśla i opis walk o Zbąszyń. Autorem tej publikacji jest dr med. Kazimierz Bross. W całości znajduje się w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej pod adresem http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/docmetadata?id=2622. Cytuję tutaj tylko fragment 16 do 23 strony.


w 16-tą rocznicę zajęcia Nowego Tomyśla

Pierwszą, relację drukowana o zajęciu Nowego Tomyśla zawiera zapewne mój zwięzły artykulik p. t. „Z walk o Zbąszyń” w numerze 12 „Kurjiera Poznańskiego” z dnia 16 stycznia 1919 r. [strona 1 – również dostępny na platformie WBC]  Był to raport z frontu, pisany stylem telegraficznym, bezpośrednio po zajęciu tego miasta i pierwszych walkach pod Zbąszyniem. Brzmi, jak następuje:

W nocy z czwartku na piątek zajęły oddziały: opalencki, bukowski i grodziski Nowytomyśl. Miasto zajęto bez krwi rozlewu. Dworzec strzeżony przez odwach w liczbie ośmiu chłopa przeszedł bez oporu w ręce Polaków. W mieście, w którym znajdowała się komenda obwodowa, zdobyto trzy kulomioty, kilka karabinów i komorę, zawierającą odzież żołnierską. Wysunięto straże ku Zbąszyniowi, gdzie rozlokowane są znaczne oddziały „Heimatschutzu”. Na dworcu nowotomyskim widnieje napis „Nowy Tomyśl” i powiewa chorągiew biało – czerwona. Na gmachach publicznych miasta również powiewają sztandary polskie”.

W tej to nocy z 2 na 3 stycznia 1919 r. wielkopolskie oddziały powstańcze z powiatu grodziskiego, którego komendantem był zasłużony Kazimierz Zenkteler, pod wodzą Edmunda Klemczaka, dzielnego dowódcy bohaterskiej kompanii opalenickiej, zajęły Nowy Tomyśl. O zajęciu tym nie mamy wyczerpującej relacji. Zwięzłe dane zawiera „Raport ogólny do Komisiji Likwidacyjnej P. O. W. Z. P.”, zapewne pióra Klemczaka, drukowany w poznańskim tygodniku „Rzeczpospolita”, n-ry 9, 10 i 11 z 1920 r. Zawiera skąpe dane również „Historja 61 p. p. (7 p: strzelców wlkp.)” Antoniego Biskupskiego (1925) na str. 67. I to, zdaje ml się, jest wszystko. Wiem, że p. Klemczak przygotowuje do druku opis dziejów swej dzielnej kompanii opalenickiej, do czego pragnąłbym go jak najbardziej zachęcić. Nie podaję, poniżej z tego względu bliższych danych, dotyczących siły liczebnej oddziałów, ani ich uzbrojenia, nie chcąc uprzedzać tej publikacji. Dziś, w szesnastą rocznicę tego pamiętnego faktu historycznego, pozwolę sobie nasamprzód podać garść wspomnień osobistych z tej nocnej wyprawy.

Była to noc mroźna, pogodna, gwiaździsta. Mimo koncentracji oddziałów powstańczych na dworcu w Opalenicy panował spokój, który nie wskazywał na przygotowanie szczególnie ważnej akcji. Około północy wtoczono na dworzec wagony towarowe, które szybko i sprawnie zajęli powstańcy. Drzwi wagonów zamknięto i pociąg ruszył na zachód… sygnalizowany jako pociąg towarowy. Przejazd w ciemnych, nieoświetlonych wagonach nie trwał zbyt długo: podniecała nas myśl o zadaniu, które nas czekało tej nocy. Niebawem stanęliśmy na stacji w Sątopach. W okamgnieniu zaroiło się na dworcu. Po szybkim ubezwładnieniu zawiadowcy stacji podzielił się oddział na dwie części, z których jedna zdążała pociągiem na dworzec nowotomyski, druga, w której i ja byłem, z Klemczakiem na czele, wyruszyła polną, drogą z Sątop do Nowego Tomyśla. Po mniej więcej godzinnym marszu wkroczyliśmy do miasta, którego mieszkańcy najwidoczniej pogrążeni byli w głębokim śnie. Niebawem udaliśmy się pod gmach pruskiej Komendy Uzupełnień, którą zajęliśmy natychmiast. Początkowo opierał się nieco jeden z podoficerów, nie chcąc otworzyć nam drzwi. Ustąpił niebawem, a załoga, składająca się po-zatem z młodych roczników, nie stawiając już dalszego oporu, wylękniona, żaliła się, że nie dostała urlopu na czas świąt z powodu pogotowia i była serdecznie rada, że zwolniliśmy ją do do-mu. W okamgnieniu zajęto również landraturę, ratusz, komisariat obwodowy, pocztę i inne gmachy publiczne. Nieco później, według relacji hr. Stan.[isława] Łąckiego z Posadowa, o godz. 4 rano, wkroczył do miasta oddział lwówecki (hr. Łąckiego).

Do starcia zbrojnego w ogóle nie doszło; Niemcy nie stawiali bowiem oporu, oddając miasto i urzędy. Dopiero po zajęciu padł strzał: to jeden z naszych powstańców, poniesiony radością z tak korzystnego wyniku wyprawy, wystrzelił na wiwat.

W ten sposób zakończyła się pomyślnie nasza pierwsza wyprawa powstańcza; przywróciła ona suwerenność polską, nad miastem, które założone u schyłku istnienia Rzeczypospolitej — przywilej króla Stanisława Augusta datuje z 1786 r. — było niespełna 7 lat pod panowaniem polskim.

*******

W niedużej broszurze P. Paetzolda p. t. „Wie Neutomischel polnisch wurde. Aus den Schiksalstagen der Provinz Posen 1918/19” (Berlin 1928), wydanej w 10-tą rocznicę zajęcia Nowego Tomyśla, znajdujemy opis wypadków, rozgrywających się w mieście przed, w czasie i po zajęciu go przez wielkopolskie oddziały powstańcze. Najważniejszą częścią broszurki są jej dodatki, wśród nich raport b. landrata nowotomyskiego Rissmanna, wydalonego przez powstańców. Poza tym broszurka, jako skrajnie tendencyjna, po-sługuje się zmyśleniami dla poparcia niemieckiego punktu widzenia. Po-zwolę sobie z niej przytoczyć kilka szczegółów.

Po wstępie pseudohistorycznym, w którym autor podaje „dowody” niemieckości miasta, nie wspominając oczywiście nic o przywileju króla Stanisława Augusta z 1786 r. i właściciela F. Szołdrskiego z 1788 r., przedstawia autor przyczyny utraty miasta na rzecz Polaków. W rozdziale p. t. „Heimatschutz” pisze, co następuje:

„Wszystkie miasta niemieckie na zachodniej granicy prowincji poznańskiej stworzyły straż, t. zw. Heimatechutz, dla obrony przed Polakami, która składała się wyłącznie z Niemców. W Nowym To-myślu natomiast dwaj niemieccy oficerowie, którzy stalą mieli łączność z dowódcą polskich powstańców (hr. Łąckim z Posadowa k. Pniew), utworzyli „Heimatschutz”, złożony przeważnie z Polaków. Komenda była niemiecka i polska. (Ponieważ jednak w naszej niemieckiej mieścinie nie było Polaków, trzeba było żołnierzy sprowadzić z odleglejszych miejscowości. W tym cza-sie słyszało się w mieście wieczorem więcej prawie mowy polskiej, niż niemieckiej. Dawniej nie słyszało się polskiej mowy wcale (w naszej mieścinie, najwyżej na targu. Obywatel niemiecki pytał się zdziwiony, jakie zadanie ma spełnić w naszym niemieckim Nowym Tomyślu obywatelska straż, złożona z obu narodowości. Zagrażało nam jedynie niebezpieczeństwo ze strony Polaków, przeciwko nim była to jednak broń tępa, a nawet nie-bezpieczna dla naszego niemieckiego miasta”.

Zdaniem autora chodziło tu najoczywiściej o zdradę, której dopuścili się dwaj główni „zdrajcy niemczyzny’ niemieccy porucznicy rez. Werner i Anderson. Działalności ich poświęcone są dalsze rozdziały broszurki. Dowiadujemy się z nich, że obu wytoczono proces o zdradę stanu w sadzie polowym inspekcji obrony krajowej V korpusu, umorzony jednak w drodze amnestii. W każdym razie jasną jest dla autora rzeczą, że obaj zdradzili interesy niemieckie. Postępowanie Andersona tłumaczy jego polskim pochodzeniem, dla postępowania Wernera jednak autor nie znajduje okoliczności łagodzących. Obaj oficerowie, jak i burmistrz Franke, przyczynili się, zdaniem autora, walnie do utraty Nowego Tomyśla, na rzecz Polaków Autor przytacza zeznanie jednego z głównych świadków oskarżenia (bez podania nazwiska świadka), w którym znajdujemy następującą, relację o zajęciu miasta:

,„Polacv wkroczyli do Nowego Tomyśla w nocy około godz. 3, obsadzili wszystkie urzędy, wydalili landrata i komendanta obwodowego. Około 4 nad ranem ostrzeliwano i oblężono mnie w moim gospodarstwie. Około godz. 7 i pół udało mi się opuścić gospodarstwo… i uciec do Zbąszynia”.

Cytuję to zeznanie bezimiennego świadka, ponieważ, jak już zaznaczyłem na wstępie, w mieście wówczas nie strzelano. W rozdziale „Skutki zdrad” pozwala sobie autor na następującej tendencyjną, uwagę:

„Gdy żołnierze polscy na Gwiazdkę 1918 r. z miasta Poznania rozpoczęli „marsz zwycięski” na zachód, doszli w drugie święto do Mogilnicy, rzeczułki płynącej mniej więcej 17 km na wschód od Nowego Tomyśla, tu zatrzymali się: wiedzieli, że wkraczali w teren, zamieszkały tylko przez Niemców. Wtenczas wydali już Polacy mapy w których rzeczułka Mogilnica stanowiła granicę”.

Nieco niżej w tymże rozdziale spotykamy następującą, relację:

„Dawniejszy obywatel naszego miasta, pan X (znowu bez nazwiska!), pojechał w połowie grudnia 1918 do ministra w Berlinie i prosił o pomoc dla naszego nie-mieckiego miasta. Powiedział wtedy ówczesny podsekretarz stanu p. v. Gerlach: ,Przy pertraktacjach moich w Poznaniu wypowiedziałem pogląd, który myślą prze-forsować. że tak, jak w Szlezwigu duńskie, tak tutaj przeważnie polskie części prowincji oddamy Polakom, niemieckie powiaty pozostaną przy Prusiech, części o mieszanej ludności bądą stanowić o sobie w plebiscycie. Mam nadzieję, że to osiągnę”. Na uwagą p. X, że wtenczas nie odbyłby się wcale plebiscyt w powiecie nowotomyskim, odpowiedział minister, że pogląd ten jest słuszny. Narodowo-polska gazeta „Kurjer Poznański” przyniosła w tym czasie artykuł o nowej granicy niemiecko-polskiej, w której mniej więcej Mogilnicę określono jako granicą”.

Jest to oczywiście tendencyjnie zmyślona wiadomość.

Autor kończy uwagą, że Polacy „początkowo nie rościli sobie pretensji do okolicy Nowego Tomyśla”, którą „udało im, się zdobyć tylko dzięki zdradzie”.

Tak oświetlono sprawę w 10 lat później. Szkoda, że autor nie zdobył się na bezstronniejszy sąd; o granicy polsko-niemieckiej opowiedział tak naiwną bajkę, że trudno przyjąć, by ktoś rozsądny w nią mógł uwierzyć.

Poza tym, o ile wiem, zajęcie Nowego Tomyśla nie znalazło oddźwięku w piśmiennictwie niemieckim. W trzech codziennych pismach niemieckich z owych czasów, wychodzących w Poznaniu, nie znalazłem żadnej o nim wzmianki. Nie miałem wprawdzie sposobności przejrzenia, dzienników niemieckich, wychodzących poza Poznaniem. Pisma niemieckie w Poznaniu z czasów powstania podają jednak skwapliwie każde zdarzenie w Poznaniu i na prowincji, każdą zmianę w położeniu walczących oddziałów powstańczych i wojsk niemieckich, przy czym wypowiadają się z dużą swobodą nawet o wrogich dla sprawy polskiej poczynaniach Niemców, mimo istnienia już w Poznaniu władzy polskiej.

Przejście bez oporu w ręce polskie miasta powiatowego, posiadającego w dodatku pruską komendę obwodową, a więc pewnego rodzaju ochronę wojskową, położonego na zachodzie prowincji, które w pojęciu zbyt gorliwych Niemców tutejszych uchodziło już za nierozerwalnie złączone z „niemiecką ojczyzną”, podziałało niewątpliwie przygnębiająco. Sam fakt sukcesu powstańców polskich na samym początku ich działań nie wróżył Niemcom nic dobrego.

****

Był to bowiem istotnie sukces nie-lada. Przez opanowanie dworca nowotomyskiego zamknięto jedną z głównych dróg dostępu do Poznania, osłaniając go na tym odcinku. Przez zajęcie miasta i komendy obwodowej uniemożliwiono ewentualną niemiecką rekrutację z terenu powiatu i stworzono punkt oparcia dla przyszłych działań pod Zbąszyniem. Oczyszczono wreszcie cały powiat nowotomyski z okupanta na dwa dni przed chwilą, gdy Niemiecka Rada Ludowa, zebrana w Międzyrzeczu, orzekała bezprawnie o przyłączeniu powiatu nowotomyskiego z dniem 5 stycznia 1919 r do prowincji brandenburskiej. Orzeczenie to pozbawione już było wszelkiej podstawy realnej.