Dziś na ścieżkach dzieciństwa i młodości – 17/18 maja 2011 roku, cz. 2

pl. Niepodległości -w tle kosz wiklinowy

Trasa wspomnień pani Henkel

Jak już napisano we wstępie do części 1 jest to opis podróży, jaką przedsięwzięły pociągiem Gertrud Henkel, Ursula Timm i Ursula von Strassmann do Nowego Tomyśla i  miejsc ich dzieciństwa.

Opis dalszych dni pobytu w Nowym Tomyślu.

Teren dawniejszej uprawy chmielu - dziś ogródki działkowe - maj 2011

Trzeci dzień ich pobytu –  czwartek 19.05.2011 –  zarezerwowaliśmy na zwiedzanie samego miasta Nowego Tomyśla.

* * *

Pani Henkel ok. 1942 przez gliniankami ("żabie dołki")

Zanim do tego przystąpiliśmy, zrobiliśmy jeszcze krótki wypad samochodem.

Pierwszym punktem naszej wycieczki była ulica Wiatrakowa. Na tej ulicy stoją po prawej stronie domy, które istniały również dziesiątki lat temu, i które nazwano owego czasu „trzema domami”.

7 wierzb - stoja jeszcze wieczyście - maj 2011

Poszliśmy kawałek na piechotę. Od pani Henkel dowiedzieliśmy się, że po obu stronach ulicy, wiodącej do Zbąszynia, znajdowały się glinianki – 2 stawy, a właściwie jeśli spojrzeć na ich rozmiar – jeziora. W zimie na zamarzniętych zbiornikach dzieci urządzały wyścigi na łyżwach. Zaraz obok, za drzewami, mieszkała rodzina Schmidtów. Ponieważ wiele rodzin w mieście nosiło nazwisko Schmidt oni nazwani byli “Schmidtami od glinianek” [org. Lehmkeuten Schmidt’s ]. Na terenie stawów, które po wojnie zostały zasypane, dzisiaj zbudowano parking.  Wzdłuż ulicy prowadzącej dziś do nowej obwodnicy, szła polna dróżka nazywana „kościelną ścieżką”. Nią  – zgodnie z nazwą – szło się w niedzielę do kościoła.

ostanie zdjęcie (ok.1935) zagrody Lehmann - ze zbiorów prywatnych

Pani Henkel opowiedziała nam o zagrodzie Lehmanów, obejmującej dawniej łąki, pastwiska i pola chmielu, które znajdowały się w miejscu, w którym stoi dziś osiedle Północ i Gimnazjum. Obszar ich posiadłości liczył sobie ok. 80 mórg (liczą z grubsza można przyjąć ok. 40 boisk do piłki nożnej). Następnie udaliśmy się w pobliże 7 starych wierzb – pierwotnie było ich 8, które stoją za blokiem nr 18 i są bardzo stare. Pani Henkel już jako młoda dziewczynka biegała koło tych wierzb, stojących przy drodze i prowadzących do bramy obejścia Lehmanów. Są one ostatnim wspomnieniem krajobrazu jaki kiedyś tu widziała, zanim miasto rozrosło się i natura musiała ustąpić budownictwu.

* * *

pani Henkel wspomina o swoich wizytach u dziadków

Aby udać się na dawny koniec ulicy Wiatrakowej, pojechaliśmy obwodnicą miasta, a następnie skręciliśmy w lewo w kierunku gospodarstwa Pflauma “od międlenia” [Brechmacher – narzędzie do międlenia lnu http://paz.most.org.pl/len/uprawa.html]. Rodziny Pflaum, (podobnie jak opisane wcześniej wspomniane rodziny Schmidt ) były również rozróżniane przez dodanie dopisku wskazującego na działalność albo pewną specyficzną cechę. Dawniej można było tu przyjechać bezpośrednio z miasta, bo do tego miejsca prowadziła „stara” droga, którą pani Henkel przemierzała często piechotą albo rowerem, aby odwiedzić swoich dziadków.

staw Müllerów, dziś ledwo do rozpoznania - 1989 z prywatnych zbiorów

Drogą wspomnień pani Henkel przejechaliśmy koło Müllerów, potem w prawo, gdzie wcześniej jeździło się furmanką. Zanim nie zatrzymaliśmy się przy gospodarstwie Schäferów, z tyłu można było jeszcze zobaczyć gospodarstwo „mlaskającego” Pflauma. Wszystkie nazwiska należą oczywiście do dawnych mieszkańców i właścicieli okolicznych gospodarstw. Obecni właściciele dawnego gospodarstwa dziadków pani Henkel, w którym nie stoi już żaden stary budynek, wyszli aby chwilę porozmawiać z gośćmi.

Natura ma to do siebie, czego dowiedzieliśmy się od pani Henkel, że niektóre pola zagospodarowane w przeszłości zostały z powrotem zwrócone naturze. Wielokrotnie zdarzyło się, że drzewa wyrosły z powrotem na dawnych polach. Podobnie zniknął mały staw, który schował się między drzewami i krzakami, a kiedyś był znany jako glinianka Müllerów.

* * *

Ostatni pożegnalny rzut oka okolicę i dalej udajemy się w kierunku Glinna. Skręciliśmy w prawo koło dawnego gospodarstwa Hoetha, który swego czasu prowadził gospodę. W dawno minionym czasie odbywały „u Hoetha”  wielkie uroczystości. W lecie ucztowano w ogrodzie, a w zimie w sali, położonej bezpośrednio obok sali gospody.
Życzeniem pani Henkel było odwiedzenie starego cmentarza ewangelickiego w Glinnie. Na tym cmentarzu, jak już wcześniej wspomniałem, w 2009 roku, został postawiony jeden z pierwszych krzyży upamiętniających miejsce dawnego pochówku.

Krzyż na dawnym cmentarzu na Glinnie - maj 2011

Na starym ewangelickim cmentarzu na Glinnie zastały tylko resztki starych obramowań grobów, sporadycznie można się jeszcze domyślić patrząc na małe wzgórki, że tu i ówdzie był grób. Nie można było już jednak znaleźć ani jednego starego nagrobka. Po krótkiej chwili zadumy udaliśmy się z powrotem do miasta. Pani Henkel, która napisała już wspomnienia z poprzedniej podróży (Dom Ochli przy ulicy 3 Stycznia) i zażyczyła sobie abyśmy jeszcze raz przeszli ulicą 3 Stycznia od granic miasta w kierunku centrum, aby opowiedzieć nam, interesującym się historią miasta, swoje wspomnienia.

* * *

kupujemy wodę dla odświeżenia - maj 2011

Pogoda był letnia. Zanim rozpoczęliśmy spacer wzdłuż ulicy 3 Stycznia w kierunku miasta, kupiliśmy wodę, aby ugasić pragnienie. Bezpośrednio przy sklepie położona jest jest restauracja Zacisze. Jak wspominali goście w latach 30-tych należała ona  do rodziny Korzeniewskich, Natomiast jeszcze wcześniej, około 1920 obsługiwała w swojej gospodzie gości „stara Pfeifferka”. Udaliśmy się na tyły sklepu przez ulicę równoległą do 3 Stycznia. Panie wspomniały dawny cmentarz żydowski znajdujący się bezpośrednio za sklepem, na którym później został urządzony przedszkolny plac zabaw dla dzieci. Kawałek dalej znajdowały się kiedyś ogrody pana Malke, z których dziś nie zachował się żaden ślad. Rosnące tam ciągle duże kasztanowce musiały stać na tym kawałku ziemi, jak stwierdziły panie. Nieopodal minęliśmy dom rodziny „Hecke od gontów” [tu znowu przydomek do nazwiska] i krawca Hecke, a następnie przeszliśmy ponownie na właściwą ulicę 3 Stycznia.

północna część ulicy 3 Stycznia

W dalszych wspomnieniach moich gości padały nazwiska Hęciński– zdun, Hecke-krawiec, Kühn, August Stiller-żywyność, Wittchen, Ignac i Michał Śmiłowski-kowal, Saage-kołodziej, Jost-piekarz, gdzie w tym samym domu do roku ok. 1932 znajdowało się atelier fotograficzne Gottlieba Hecke, Löchel, Schulz, und inni  – wszystkie nazwiska należą do rodzin, które swego czasu mieszkały na tej ulicy. Obok Zimmermannów był tu dom pani Schliefke, u której także mieszkała jej siostrzenica Selma Bensch. Selma Bensch wyszła za mąż za Carla Weissa. Z tą rodziną pani Henkel uciekała w roku 1945. Pan Weiss otrzymał z tartaku Roya [przy ul. Kościuszki] swego czasu do dyspozycji zaprzęg z dwoma końmi pociągowymi. Jeden z nich został użyty do transportowania akt z ratusza [w 1945], a na drugim zaprzęgu jechały dzieci i kobiety – między innymi właśnie pani Henkel.
Dalej na ulicy mieszkali Schulz-kolejarz, Rex-krawiec, Rutkowski. Gdy znaleźliśmy się w okolicy dawnego domu Zimmermannów, których syn we wspomnieniach pań był wielkim, wspaniałym gimnastykiem, ze strony dzisiejszego właściciela spotkaliśmy się z dużą życzliwością. Dostarczył nam nowych wiadomości, m.in o tym, iż jedna z działek należy do parafii ewangelickiej w Poznaniu. Przeszliśmy obok dawnej szkoły podstawowej, w której nauczyciel Stegemeier  uczył jeszcze rodziców pani Henkel, zanim około 1919 została zamknięta. Później budynek użytkowany był przez szkołę rolniczą. Gdy mijamy dawny dom Loby i rodziny Maas wspomnienia następują jedno po drugim.
Przy Weberach zatrzymaliśmy się chwilę, ponieważ Pani i Pan Weber seniorzy byli zaprzyjaźnieni z panią Henkel i z panią Timm i obie panie chciały krótko pozdrowić syna pana Webera juniora.  Dalej przeszliśmy koło domu rodziny Welke, a następnie pani Henke i ja odwiedziliśmy dawniejszy dom Ochli. Pani Henkel opowiedziała o tym jak jego wnętrze wyglądało dawniej, po czym zostało zrobione pamiątkowe zdjęcie. Reisch i Kennewischer, fabryka Romana Nitsche, willa doktora Rosta, Nitsche, Budee łączyły się z opowieścią o „Weberach od jajek”, drugim atelier pana Hecke i sklepem mięsnym pana Kotta.

dawny młyn parowy Schmidta

wille przy ul 3 Stycznia na przeciwko dawnego młyna parowego Schmidta

Powoli zbliżaliśmy się do młyna parowego Schmidta, używanego do dzisiaj. Na prawo na rogu ul.Zbąszyńskiej znajdowała się piekarnia Schulza. Dawniej ciasto było przygotowywane na dużych blachach w domach i później przenoszone przez podwórze piekarni Schulza bezpośrednio do dużego pieca. W domach nie było takiej możliwości, aby upiec ciasto, Naprzeciwko młyna stoi jeszcze budynek gospody Morzynskich. W dni targowe rolnicy mieli możliwość pozostawienia tam swoich furmanek. Zaraz na prawo swój zakład miał pan Listewnik – handlował rowerami. Dzisiejsza piekarnia Kucza znajdowała się wcześniej w piwnicy budynku, a w innych drzwiach prowadzących do piwnicy działał zakład szewski pana Nowickiego (oba wejścia są na prawo i lewo od dzisiejszych schodów do piekarni).

Postanowiliśmy wspólnie, że nadszedł czas na mały odpoczynek. Mrożona kawa, którą delektowaliśmy się w kawiarni u Kachlickiego, dodała nam sił.

Drukarnia "Kazimierz" przy ulicy Piłsudskiego

Po krótkim odpoczynku skierowaliśmy się w kierunku ulicy Piłsudskiego. Pani Henkel od dawna marzyła, by zobaczyć dawną drukarnie Buscha, która dziś nazywa się „Drukarnią Kazimierz”. Zaczęła tutaj pracować gdy miała 15 lat i pracowała, aż do ucieczki w 1945 roku. Obok drukarni znajdował się też sklep z drukami i artykułami szkolnymi. Dzisiejsza właścicielka Eliza Bąblińska-Masztalerz  nie mała nic przeciwko obejrzeniu wnętrza działającej dziś drukarni i tym samym spełniając marzenie pani Henkel. Rodzice właścicielki – pani Teresa Bąblińska i jej mąż Kazimierz Bąbliński, którego imię jest jednocześnie nazwą drukarni, są już dziś na emeryturze.  Przekazali córce zakład, gdy życie zawodowe zamienili w spokojne życie emerytów. Pani Teresa Bąblińska opowiedziała, że ona i jej mąż przejęli drukarnię od państwa po politycznych zmianach w roku 1989. Przed pożegnaniem, zrobione zostało pamiątkowe zdjęcie.

plac przed kościołem zaprasza do odpoczynku - maj 2011

Teraz odwiedzający drukarnię dołączyli ponownie do reszty grupy, która czekała na nich na ławce przed kościołem i do której dołączył również pan Szymon Konieczny. Młody historyk interesuje się przeszłością regionu, z naciskiem na dzieje Lwówka i jest jednocześnie wnukiem Franka i bratankiem Czesia/Czesława Koniecznego, który mieszkał z rodziną w domu Ochli i których pani Henkel pamięta z czasów dziecięcych zabaw. Z tego niespodziewanego spotkania pani Henkel ucieszyła się więc niezmiernie.

Do tego czasu słońce świeciło jeszcze bardzo mocno, ale jednak powoli nadciągała burza i poczuliśmy pierwsze krople deszczu. Zanim udaliśmy się na przygotowany przez żonę pana Mierzejewskiego, Małgorzatę, obiad schroniliśmy się przed burzą pod dużymi parasolami restauracji Gala i przy małym piwie i herbacie robiliśmy podsumowanie tego przygotowanego indywidualnie dla gości programu odwiedzin.
Ponieważ cały czas padało, Przemek Mierzejewski udał się po auto, aby nikt nie musiał moknąć, do drodze zaglądając do Gminnego Ośrodka Informacji po kilka widokówek, materiałów informacyjnych o mieście i bawełnianą torbę ma zakupy z nadrukowanym logo nowotomyskiej gminy. Gdy już znaleźliśmy się w domu państwa Mierzejewskich, w imieniu wszystkich pani Strassmann obdarowała moją małżonkę bukietem dziękując za zaproszenie.
Małgorzata Mierzejewska opanowała sztukę kulinarną w stopniu trudnym do przebicia, więc przygotowane przez nią drożdżowe kluski i zrazy zawijane w ciemnym sosie, wywołały wielki zachwyt. Do tego zaserwowała szparagi z tartą bułką w maśle, czerwoną kapustę, kaszę i ziemniaki. Wszyscy rozkoszowali się smakiem tego przygotowanego z dużą miłością jedzenia. Deser – świeże owoce na zrobionym przez Panią domu kruchym cieście i karmelu własnej roboty – wywołał wspaniały nastój.

kościół pw. Najświętszego Serca Pana Jezusowego, wybudowany jako ewangelicka świątynia

wnętrze kościoła

Posileni wspaniałym posiłkiem na koniec dnia odwiedziliśmy katolicki kościół pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa na pl. Chopina, który niegdyś był kościołem ewangelickim. W nim trzy panie były chrzczone i konfirmowane. Ten wzniesiony w 1780 roku kościół – wpisany do rejestru zabytków – przypomina o kolonizacji tego rejonu i jest budowlą, wokół której powstało później miasto Nowy Tomyśl.

* * *

W Nowym Tomyślu stoi największy kosz wiklinowy na świecie, wpisny jest do księgi rekordów Guiness

Wieczorem należało tylko uzgodnić plan działania na następny poranek –  dzień odjazdu. Spotkaliśmy się na placu Niepodległości. Najpierw mieliśmy odebrać zamówione wcześniej świeże szparagi. Tutejsza okolica to zagłębiem uprawy tych roślin, znanych z wyśmienitej jakości. Później, aż do odjazdu pociągu pozwoliliśmy w kawiarni Kachlickiego wybrzmieć ostatnim tonom tej podróży, ale dopiero po tym,gdy zrobiliśmy zdjęcie pamiątkowe przed dawniejszym ratuszem, a dzisiejszym budynkiem sądu.

pamiątkowe zdjęcie

Przed 11:00 zabraliśmy bagaże z hotelu i pojechaliśmy na dworzec. Pociąg wtoczył się tylko z 5 minutowym opóźnieniem, około 11:45 i zaczęła się podróż powrotna trzech pań przez Frankfurt nad Odrą do Berlina.
Co jeszcze można dodać? Wszyscy mamy nadzieję na kolejne spotkanie w przyszłym roku!

Do zobaczenia!